schody w górę i w dół, zdjęcie: stefan-steinbauer-unsplash_CC-0
odprawa

W górę czy w dół? (Łk 18, 9-14)

Zawsze, gdy wchodzisz do kościoła – a nawet szerzej, gdy zaczynasz się modlić – to jakbyś przechodził przez bramę starej kamiennicy. Zwykle w takich budynkach z wejścia widzisz schody w górę, prowadzące do mieszkań, i te w dół, do piwnic. Możesz pójść jednymi albo drugimi, a nawet chodzić na zmianę w górę i w dół, a na końcu wyjść z powrotem na podwórze. Podobnie w modlitwie – możesz skupiać się na grzechach albo na świętości, przeskakiwać pomiędzy tymi tematami, a kiedy skończysz się modlić, zaczniesz robić coś innego. A jednak przyjemniej jest usiąść na kanapie z herbatą, a nie sprzątać komórkę w zatęchłej piwnicy, prawda?


Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.

Bardzo mnie zastanawia, jak Jezus opowiedział tę przypowieść. Jak zaznaczył święty Łukasz, nie usłyszał jej wielki tłum ludzi, jak to zwykle bywało. Jedynie ci, którzy mieli za wysokie mniemanie o swojej sprawiedliwości. Był wtedy w podróży do Jerozolimy więc wyobrażam sobie, że po głoszeniu Ewangelii w jakimś mieście mógł powiedzieć:

Idźcie już do domów, bo późno się robi. A, Symeon, Rufus, Lewi i Jakub zostają.

Albo w środku rozmowy z mieszkańcami (układ tekstu bardziej wskazuje na tę opcję) przerwał i powiedział:

Juda, Ananiasz, Bartymeusz, Zacheusz – podejdźcie do mnie na chwilę. A Wy poczekajcie, zaraz będę kontynuował.

Ponieważ święty Łukasz przekazał tę przypowieść myślałem, że musiał też być wśród wywołanych. Po zrobieniu szybkiego wyszukiwania na temat jego życiorysu rezygnuję jednak z tej wersji. Z żalem, bo dodałoby to całej historii pikanterii.

Wyobrażam sobie, jak musieli czuć się ci wybrani do wysłuchania dzisiejszej przypowieści. Pewnie wyszli z klatami wypiętymi do przodu, przymrużonymi oczami rzucając dookoła spojrzenia mówiące „widzicie, Rabbi chce rozmawiać ze mną osobiście, a wy sobie tutaj siedźcie”.

Za to po wysłuchaniu opowieści Jezusa wracali przygarbieni i unikali kontaktu wzrokowego. Myślę nawet, że jak później znajomi ich wypytywali o to, co usłyszeli, odpowiadali zdawkowo „Jakieś takie pla-pla-pla”. Nawet, jeśli szczerze wzięli sobie Jego słowa do serca.

Po Soborze Watykańskim II Kościół uznał, że każdy z nas powinien co najmniej raz na trzy lata usłyszeć tę przypowieść w czasie Mszy Świętej. To dla mnie znak, że dzisiaj wszyscy mamy problem z pokorą względem swojej grzeszności i postrzeganiem innych. Jeśli naprawdę Ciebie to nie dotyczy – nie musisz czytać dalej. Jeśli myślisz, że coś może być na rzeczy, wsłuchaj się w to czytanie nawet, jeśli znasz je na pamięć i przypowieść jest dla Ciebie oklepana jak worek bokserski Tysona.

Gdy usiadłem nad nią przygotowując ten wpis, rzuciła mi się w oczy jedna rzecz. Wiemy, że faryzeusz z przypowieści pościł, dawał jałmużnę i się modlił – czyli spełnił hat-trick każdego dobrego Chrześcijanina (chociaż jeszcze nim nie był).

Jak zachowywał się celnik? Tego tak naprawdę nie wiemy. Zwykle przypisuje mu się stereotypowy obraz celnika w tamtym czasie, czyli przedstawia jako grzesznika, który nie zachowywał Prawa. W domyśle – obżerał się, kradł dla siebie i się nie modlił. Ale już sama przypowieść pokazuje, że to nie może być prawda – przecież spotykamy celnika właśnie w czasie modlitwy w świątyni.

Założę więc na potrzeby tego tekstu, że celnik robił dokładnie to samo, co faryzeusz. Też zachowywał posty i dawał dziesięcinę. A jedyna różnica między nimi leżała w tym, jak się modlili. Czy szerzej – jaka była ich relacja z Bogiem.

Faryzeusz do tej relacji zaprosił wszystkich swoich znajomych – zdzierców, cudzołożników, niesprawiedliwych… no i naszego celnika. Boga tam praktycznie nie było. Przez to, jego modlitwa stała się narzekaniem w stylu:

Panie Boże, ale na tym świecie wszędzie jest syf. Dobrze, że ja się z niego wyróżniam.

No, może z tymi znajomymi to przesadziłem, ale jego modlitwa pokazuje, że całe jego życie było skupianiem się właśnie na grzechu. Nawet, jeśli było to skupienie mówiące „byleby tego nie zrobić”.

Celnik w swojej modlitwie mówił:

Teraz, Boże, jesteś tylko Ty i ja. I przy Tobie widzę, że mam jeszcze w sobie tak dużo do poprawy, że sam sobie z tym nie poradzę. Pomóż.

Jak wspomniałem – być może ten gość przestrzegał całego Prawa tak, jak faryzeusz. Ale gdy stawał przed Bogiem, to nie miało to dla niego żadnego znaczenia, bo liczył się tylko Ojciec, którego chciał naśladować. A że był wobec siebie szczery to widział, że to naśladowanie słabo mu idzie.

Przyjmując, że celnik w wypełnianiu przepisów nie ustępował faryzeuszowi, ta przypowieść zyskuje też dodatkowy wymiar. Pokazuje, że wszystkie Przykazania to tylko punkt wyjścia. Podstawa, bez której nie da się iść dalej. Problemem faryzeusza było to, że chciał się na niej zatrzymać i uważał, że to mu wystarczy. A wypełnienie Prawa w 100% – o ile w ogóle możliwe – nie może nikogo zbawić.

Celnik przeszedł przez te podstawy i poszedł dalej w to, o co naprawdę w wierze chodzi – budowanie więzi z Bogiem. Tylko dzięki temu mógł zostać usprawiedliwiony nawet, jeśli to budowanie mu nie wychodziło.

Myślę, że ta przypowieść jest bardzo dobrym papierkiem lakmusowym naszego życia – najmocniej uderzy Cię w niej to, z czym masz problem. Dlatego zachęcam, żebyś posłuchał jej uważnie i zastanowił się, co możesz z niej wynieść dla siebie. Nawet, jeśli nie dzisiaj, jeśli nie zatrzymasz się na etapie „spełniam Przykazania, to o co Ci jeszcze chodzi, Boże” jak faryzeuszu, to małymi krokami w końcu dojdziesz do spotkania z Nim sam na sam – nawet w zatłoczonym kościele – i przyznania, że tylko On może Cię zbawić.

Wystarczy, że zostawisz mi swój e-mail, a na pewno w przyszłości nie przegapisz kolejnych wpisów takich, jak ten.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.