trudno słuchać, gdy się kocha, zdjęcie: antonis-spiridakis@unsplash.com, CC-0
odprawa

Trudno słuchać, gdy się kocha (Łk 4, 21-30)

Byłem ostatnio na WKU. W kolejce przede mną stało między innymi starsze małżeństwo – jeśli dobrze słyszałem, pan potrzebował zaświadczenia o przeniesieniu do rezerwy, a zgubił książeczkę wojskową. Pani w okienku w punkcie przyjęć obsłużyła ich, ale musieli jeszcze poczekać na wydrukowanie i podpisanie dokumentu. Wrócili więc do poczekalni. Wtedy właśnie usłyszałem, jak starsza pani powiedziała do swojego męża „I zawsze musisz tak głupio gadać?”. Nie wiem, o co dokładnie poszło, ale dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że taka sytuacja od trzech tysięcy lat jest normą.


Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn Józefa?” Wtedy rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”. I dodał: „Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.

Jakoś tak mamy, że często najtrudniej jest nam przyjąć to, co mówią nam osoby najbliższe. Coś może być rewelacyjnym rozwiązaniem w ustach przypadkowo znalezionej w sieci vlogerki, ale ustach męża tylko dowodzi, jakim on jest kretynem. Dokładnie ten sam kawał jest bardzo śmieszny, gdy ktoś powie go w skeczu w telewizji, ale nawet Cię nie poruszy, gdy opowie Ci go Twój przyjaciel. Uwaga, która jest totalną bzdurą z ust szefa, może być równocześnie doskonałą wskazówką daną przez coacha. Sam pewnie przypomniałeś już sobie kilka podobnych sytuacji.

Myślę, że coś podobnego spotkało Jezusa w dzisiejszym czytaniu. Gdy rozpoczynając swoją działalność wrócił do Nazaretu, ludziom podobały się Jego słowa. Przecież w zeszłym tygodniu usłyszeliśmy, że

oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione,

a w dzisiejszym czytaniu możemy przeczytać uzupełnienie:

wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego.

Problemem było, że większość słuchaczy znało Jezusa od dawna. Zamieszkał z rodzicami w Nazarecie prawdopodobnie, gdy miał mniej niż 10 lat – wiemy, że dwunastoletni Jezus był w Jerozolimie już kolejny raz. Starsi mieszkańcy miasta kojarzyli Go więc jeszcze jako młodziaka, który bawi się jak każde inne dziecko, biega po ulicach z innymi chłopakami i czasem coś przeskrobie. Młodsi – po prostu jako dobrego cieślę, który przejął interes po swoim ojcu. Dobrej famy pewnie nie przyniosło ich rodzinie to, że wyjeżdżali do Betlejem jako biedni, a z Egiptu wrócili już dobrze ustawieni. Czy ktoś taki może nauczyć czegokolwiek o Słowie Bożym?

Jako ludzie po grzechu pierworodnym mamy po prostu wbudowane takie podejście. Zamiast oceniać myśli oceniamy człowieka, który je formułuje. Dlatego nikt w Izraelu nie potrafił przyjąć słów proroka tak, jak wdowa z Sarepty albo Naaman. Dlatego też większości z nas ciężko jest przyjmować pouczenia od kogoś, kogo widzimy na co dzień, znamy jego słabe strony, widzieliśmy jego potknięcia i znaliśmy go w gorszych czasach. O wiele łatwiej jest przyjąć dokładnie to samo z ust kogoś „anonimowego” – poczytnego blogera, guru motywacji na konferencji, książki autora bestsellerów albo proroka z dalekiej krainy. Kogoś, z kim nie mamy żadnej więzi emocjonalnej.

Myślę, że po przeczytaniu dzisiejszej Ewangelii dobrym ćwiczeniem jest pomyślenie o osobach, których rady zwykle ignorujemy albo nie doceniamy tego, co mogą nam powiedzieć. Przypomnij sobie parę sytuacji, w których ostatnio zachowałeś się właśnie w ten sposób. Dzięki temu stworzysz listę osób, które znasz zbyt dobrze, żeby słuchać ich na poważnie. Zwykle będą to osoby Ci najbliższe – albo przez to, że je kochasz, albo przez spędzanie z nimi dużej ilości czasu. Gdy już będziesz miał przed oczyma konkretne imiona i twarze – pomyśl co możesz zrobić, żeby następnym razem jednak potraktować poważnie to, co Ci radzą. Otwórz się na to, co właśnie oni mogą Ci powiedzieć.

Bo jeśli nie potrafisz słuchać osoby, którą widzisz obok siebie i kochasz ją tak po ludzku, to jak posłuchasz niewidzialnego Boga, który kocha Cię jeszcze mocniej?

Prawdopodobnie się nie znamy, więc w miarę łatwo jest Ci przyjąć i przemyśleć moje teksty. Ale, żeby nie było za łatwo, chciałbym pozwolić Ci się lepiej poznać. Dlatego zachęcam Cię do dołączenia do grona moich najbliższych czytelników – odbiorców newslettera:

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.