szturmowcy pokazują na Ciebie palcami, bo to Twoja sprawka, zdjęcie: saksham-gangwar@unsplash.com, CC-0
odprawa

To Twoja sprawka! (J 2, 1-11)

Po ostatnim wpisie jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że podejście „To nie ja, to Bóg” jest mało życiowe i gdyby je zastosować na rozmowie rekrutacyjnej, na pewno nasze CV wylądowałoby w koszu. Akurat tuż po odpowiedzi na ten komentarz ściągnąłem treść czytania na tę niedzielę i… stwierdziłem, że przecież święty Jan tutaj rozwiał wszystkie takie wątpliwości.


W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: „Nie mają wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Jezus rzekł do sług: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem powiedział do nich: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci więc zanieśli. Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Wyobrażam sobie miny ludzi na tym weselu po tym, jak starosta pochwalił pana młodego.

Świeżo upieczony małżonek stoi i za bardzo nie ma pojęcia o jakimś schowanym dobrym winie, o którym mówi starosta, ale się głupio uśmiecha i przytakuje dla zachowania pozorów.

Słudzy wyglądają zza ściany z wytrzeszczonymi oczami, bo parę sekund wcześniej zrywali boki, niosąc staroście najbrudniejszą wodę, jaka była dostępna w okolicy.

Starosta, przed chwilą rozradowany wyśmienitym winem zastanawia się, czemu pan młody nie za bardzo rozumie, o czym do niego mówi i dlaczego służba tak się na niego patrzy.

No a gdzieś z rogu sali przypatruje się temu Maryja i uśmiecha się tym swoim uśmiechem. Puszcza oko do Jezusa, który właśnie wrócił na swoje miejsce, i balują dalej. Tylko oni wiedzieli, co tak naprawdę się tam stało.

Gdy byłem mały zawsze wyobrażałem sobie tę scenę inaczej. Że Jezus ściągnął wszystkich gości w jedno miejsce, powiedział coś w stylu „ludzie, patrzcie co teraz zrobię”, z błyskami i piorunami przemienił wodę w wino i podał wszystkim do picia wśród wszechobecnego „wow!”.

Ale nie, to nie było tak. Pierwszy cud, którym Jezus

objawił swoją chwałę

i dzięki któremu

uwierzyli w Niego Jego uczniowie

wydarzył się prawie w zupełnej tajemnicy. To znaczy poszczególne etapy widzieli różni ludzie, ale nikt poza Nim i Maryją nie widział na żywo całej akcji od początku do końca.

Efektem takiego niemedialnego podejścia Jezusa jest właśnie to, że starosta pochwalił pana młodego za to, że na weselu jest jeszcze dobre wino. Pan młody zyskał w oczach gości (a pewnie i małżonki) jako gospodarny i zamożny (skoro stać go było na tyle wyśmienitego wina), chociaż nie miał pojęcia, dlaczego i co w ogóle się zdarzyło.

Myślę, że jest to piękny obraz tego, jak Bóg chce działać w życiu każdego z nas. Bo przecież On chce, żeby każdy z nas był Jego panem młodym (jakkolwiek by to nie brzmiało – to tylko kwestia ograniczeń naszego języka) lub panną młodą. Jeśli się na to zgodzisz, On zrobi dobrą rzecz i pokieruje wydarzeniami tak, że ludzie będą uważali, że to Twoja sprawka. Podziękują Ci za coś, a Ty będziesz mógł się tylko głupio uśmiechnąć i nawet nie będziesz miał pojęcia, co i jak się stało. Szczególnie, że Bóg zazwyczaj zrobi to dokładnie tak, jak w Kanie Galilejskiej: weźmie jakiś totalny syf i wyprowadzi z niego coś rewelacyjnego.

Jezus zostawił nam polecenie (Mt 5, 16):

Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

I to jest to, o czym pisałem w zeszłym tygodniu: nie bój się powiedzieć, że to Bóg robi wielkie rzeczy w Twoim życiu. Ale jeśli zbudujesz z nim prawdziwą wieź – a w końcu na wesele nie zaprasza się nieznajomych – On zadziała w drugą stronę: zrobi rzeczy NAJLEPSZE po to, żeby to o Tobie mówili. Będziecie wskazywali na siebie nawzajem. Bo gdzie jest Mistrz, tam jest i uczeń (Rt 1, 16-17).

Jeśli spodobało Ci się to rozważanie, zapraszam Cię do zapisania się na newsletter. Będę pisał Ci o każdym nowym wpisie, który opublikuję, żebyś mógł go przeczytać jako jedna z pierwszych osób. Szczególnie w tym tygodniu warto zostawić swój e-mail w formularzu poniżej, bo chwilowo odbiorcy newslettera mogą dostać dodatkowy bonus.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.