ofiara na tacę - jedna ręka wkłada banknot do słoika, zdjęcie: defense.gov, CC-0
odprawa

Taca (Mk 12, 38-44)

Przełóżmy dzisiejszą Ewangelię na Mszę, na której ją usłyszysz. Wyobraź sobie, że do Twojego kościoła parafialnego przyszedł Jezus z dwunastoma (nawet, jeśli po zmianie 1/12 składu) i stanęli sobie gdzieś z tyłu nierozpoznani przez nikogo. Organist(k)a gra pieśń na wejście. Bartłomiej mówi „Mistrzu, posłuchaj jak ładnie śpiewają!”. A Jezus nic – stoi nieruchomo z głową opartą o rękę. Teraz obrzędy wstępne – Juda Tadeusz zwraca uwagę „Ale fajnie to ułożyli”. Jezus zasłania dłonią twarz, żeby nie zauważyli, że ziewa. Na czytaniach Mateusz stwierdza „Jakoś tak skrótowo ten Marek to napisał. Przydałoby się trochę to rozwinąć”. Jezus tylko kiwa znudzony głową. W czasie modlitwy wiernych Szymon-Piotr stwierdza „Ej, co to za Franciszek, o którym mówią?”. Nauczyciel tylko przewraca oczami. Aż nagle Jezus się ożywia. Mówi: „Teraz się zacznie, będzie ważne! Skupcie się, chłopaki!”. I wtedy wychodzi z zakrystii on – cały na biało. Ministrant z koszem do zbierania ofiary.

Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”. Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”.

Ministrant przeciska się pomiędzy ludźmi podtykając każdej osobie koszyk, a Jezus wskazuje na poszczególne osoby palcem i teatralnym szeptem komentuje:

– To pani Hania z Biedronki, zarabia na kasie 2500 zł, wrzuciła pięć złotych.

– To Józef, miejscowy biznesman. Na CIT z zeszłego roku miał wykazane 53 254 zł, ale dodatkowe dwa razy tyle zrobił bez faktur. Wrzucił pięćdziesiąt.

– To Mariusz, pracownik korporacji. Sam dał dychę, ale jeszcze dał dzieciom po złotówce i piątkę żonie, żeby też złożyli ofiarę.

– Teraz Edyta, studentka, która przyjechała tutaj z podkarpackiego. Pracuje po zajęciach, dostaje stypendium i czasem jakiś przelew od rodziców. Oddała 20 zł.

– A teraz patrzcie, to będzie zupełny odlot! To największa ofiara, jaką dzisiaj zobaczycie na tej Mszy! Pani Maria. Emerytka. Dostaje miesięcznie 854 zł, nie starcza jej na leki i czynsz. Dała na tacę 2 grosze, bo tyle jej zostało do końca miesiąca. Nieźle, co?

Tak, wiem – liturgia Starego Testamentu była totalnie różna od Chrześcijańskiej. Ale z drugiej strony – ofiara Jezusa, która dokonuje się w czasie każdej Mszy Świętej, jest wypełnieniem właśnie tamtej liturgii. Dlatego (choć z oporami) uważam, że porównanie do siebie różnych części tych dwóch rodzajów spotkań z Bogiem ma sens. A ponieważ trochę mi zeszło, zanim trochę zrozumiałem piękno liturgii Mszy Świętej – zacząłem zauważać znaczenie różnych detali takich, jak gesty, kolory, ułożenie i postawy, odkryłem bogactwo tekstów wyciągniętych z Pisma Świętego. dostrzegłem logikę ułożenia poszczególnych części  liturgii – byłem trochę zszokowany odkryciem, że po takm przełożeniu wychodzi, że za najciekawszy do oglądania i omówienia element naszej ziemskiej liturgii Jezus uznał moment zbierania na tacę.

Ale jakby się zastanowić, ma to jakiś sens.

Składanie ofiary jest chyba jedynym momentem, w którym to wierny przejmuje inicjatywę. Przez pozostałą część Mszy większość osób jedynie mniej lub bardziej świadomie powtarza wyuczone formułki i zmienia postawy wtedy, kiedy trzeba. Przy tacy jest wolna amerykanka – wszystko zależy od tego, ile kto chce dać. Zero limitów górnych i dolnych, żadnych narzuconych z góry ograniczeń. Możesz wybrać, co chcesz – od całkowitego zignorowania zbierającego, po złożenie obfitej ofiary.

Ten przekrój społeczny postaw wobec świątynnej skarbony Święty Marek streścił:

(…) tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa (…)

Mamy więc większość – tłum (wrzucający drobne pieniądze), bogaczy (wrzucających wiele) i ubogą wdowę (wrzucającą jeden grosz). To jest to, co widzi większość osób patrzących na zbieranie na tacę. Trzeba też pamiętać o tym, że w starożytnym Izraelu (podobnie z resztą jak we współczesnej Polsce) status ekonomiczny mówił też o czymś innym. Bogaty często był utożsamiany z kimś, kto ma coś na sumieniu. Bo przecież pierwszy milion trzeba ukraść, prawda? Z punktu widzenia kogoś należącego do tłumu, jest to sytuacja bardzo komfortowa – można się usprawiedliwiać stwierdzeniem „Nie jestem złodziejem, więc nie dam tyle co ten w garniturze, ale przynajmniej wrzucam więcej, niż margines, więc jest OK” i wrzucić jakieś drobne wygrzebane z portfela. Ręce umyte, można z czystym sumieniem iść w dalszą część Mszy.

Ale Jezus patrzy na to inaczej. On, zgodnie ze swoimi słowami:

Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie,

widzi tylko dwie grupy: tych, którzy dają to, czego mają za dużo i tych, którzy dają to, czego im brakuje. Co ciekawe – w drugiej grupie jest wymieniona tylko wdowa, więc ten „tłum wrzucający drobne pieniądze” jest w Jego stwierdzeniu postawiony na równi z bogaczami. Porównując to z jednym z wcześniejszych zdań Jezusa (Mk 7, 14-15):

Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym,

można wyciągnąć zupełnie nowy obraz bogactwa i stosunku człowieka do pieniędzy. To, ile zarabiasz nie mówi o Tobie nic. Dochód netto nie zrobi z Ciebie ani złodzieja, ani filantropa. Ani dobrego, ani złego. A niski dochód nie włącza Cię automatycznie do grupy preferowanej u Boga. Wskaźnikiem tego, kim jesteś, jest dopiero to, ile z zarobionych pieniędzy potrafisz bezinteresowanie ofiarować.

Nie chcę Cię namawiać, żebyś składał na ofiarę w czasie Mszy więcej czy mniej – to tak naprawdę bardzo skomplikowana sprawa. Zachęcam Cię tylko, żebyś przez najbliższe parę Mszy złożył swoją ofiarę naprawdę świadomie (lub świadomie z niej zrezygnował). Żeby to nie było kolejne odruchowe sięgnięcie do portfela czy kieszeni i machnięcie ręką w kierunku koszyka. Przygotuj się dużo wcześniej – sprawdź, jak stoisz w danym miesiącu z budżetem, ile jeszcze potrzebujesz do końca miesiąca, zahacz o bankomat po drodze do kościoła, jeśli trzeba. Potem uważnie obserwuj, jak ksiądz (albo lektor czy kościelny) zbliża się do Ciebie, nawiąż z nim kontakt wzrokowy, może nawet się uśmiechnij. Bo gdy staniesz z nim twarzą w twarz, będziesz totalnie wolny. I w tej wolności będziesz mógł złożyć ofiarę z tego, co Ci zbywa lub ze swojego niedostatku.  Nie ma żadnej opcji pomiędzy. A Jezus będzie na to patrzył. Rozegraj to tak żeby, gdy tylko koszyk zacznie się od Ciebie oddalać, natychmiast zawołał do siebie apostołów i skomentował „Widzieliście to? To dopiero była ofiara!”.

Zgodnie z tym, co napisałem w zeszłym tygodniu – tego wpisu miało nie być. Ale nastąpiła nagła zmiana planów i jest. Żebyś w przyszłości nie przegapił takich sytuacji, możesz zostawić swój e-mail w formularzu poniżej. Dzięki temu dam Ci znać po każdym opublikowaniu nowego wpisu.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.