prosperuj i wzrastaj, zdjęcie: rawpixel@unsplash.com, CC-0
odprawa

Prosperity nie jest złe (Łk 6, 17, 20-26)

Dzisiejsza Ewangelia jest uwielbiana zarówno przez kościelnych fanatyków, jak i przeciwników Chrześcijaństwa. Pierwsi mogą ją wykorzystywać do najeżdżania na bogatych, mainstreamowych albo po prostu uśmiechniętych. Drudzy – dzięki niej mają dowód, że Bóg wcale nie chce dać nam szczęścia. A ja widzę w niej proste wskazanie: daj z siebie coś więcej, bo inaczej będzie źle.


Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: „Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.

Rozgrzebanie dzisiejszego czytania zacznę od tego, że to Jezusowe „biada” wcale nie jest dla mnie takie jasne.

Kiedyś, gdzieś na równinie w Izraelu, zebrani ludzie nie słyszeli tych słów przez pryzmat dwóch tysięcy lat nauczania Kościoła, który w dodatku przeszedł na początku przez prześladowania. Dla nich cztery omawiane sytuacje: bogactwo, brak głodu, radość i bycie stawianym za wzór, były przejawem błogosławieństwa od Boga i musieli być zszokowani tym, że Jezus mówi „wtedy macie przerąbane”.

My z kolei – dzięki temu, że czytamy kazanie na równinie z perspektywy czasu – możemy porównać je z innymi fragmentami Nowego Testamentu, na przykład z Mt 8, 11:

Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim,

albo Ap 7, 16-17:

Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu.

Tak więc co jest złego w tym, że ktoś jest bogaty, syty, cieszy się albo go chwalą? Nic. Od początku świata nie było w tym absolutnie nic złego. I będzie to dobre nawet po końcu świata, bo właśnie takie życie Bóg nam obiecał. A skoro Królestwo Boże powinno być wśród nas już teraz, nie ma nic dziwnego w tym, że nam się powodzi. Przecież musimy się uczyć życia, które będziemy toczyć po Apokalipsie. Dlaczego więc Jezus dokłada do tych sytuacji określenie „biada”?

Według mnie, zagrożeniem dla naszej duchowości jest, że łatwo przywiązujemy się do komfortu. Przywiązanie może sprawić, że zaczniemy traktować objaw miłości Boga z perspektywy strachu przed utratą danego błogosławieństwa. Jeśli ktoś żyje wygodnie, nie będzie chciał tej wygody stracić. Dlatego bogaty będzie się bronił przed utratą bogactwa. Najedzony będzie robił wszystko, żeby zabezpieczyć się przed ryzykiem głodu. Cieszący się od swoich emocji będzie uzależniał ocenę swojej sytuacji. A chwalony będzie się starał, żeby dalej go chwalili.

A dobry Bóg błogosławi każdemu. I robi to tak, jak On chce – co czasami jest zupełnie sprzeczne z naszymi wyobrażeniami na ten temat. Biedny, głodny, płaczący i znienawidzony przez ludzi po prostu to błogosławieństwo przyjmie. Bo jak się jest na dnie, to nawet małe rzeczy cieszą. Ktoś przyzwyczajony do komfortu łatwo może zacząć narzekać jeśli dostanie mniej, niż się spodziewał – nie mówiąc już o sytuacji w której straci coś z tego, co dzisiaj ma. A narzekanie jest antyuwielbieniem Tego, którego mamy wychwalać.

To, według mnie, klucz do zrozumienia dzisiejszych ostrzeżeń Jezusa. Mamy być otwarci na każde błogosławieństwo od Boga – nawet, jeśli wyraża je przez zabranie nam czegoś. Chęć zabezpieczenia się nie może przesłaniać nam tego, że Bóg JEST Dobry.

Na szczęście, jak większości rzeczy, brania błogosławieństwa można się nauczyć. Można stać się „bożym schizofrenikiem”, który cały czas spodziewa się, że Bóg przygotował dla niego coś dobrego. Jeśli chcesz się w tym ćwiczyć – zacznij od siebie więcej wymagać. Zabierz sobie to, co sprawia, że żyjesz wygodnie i zobacz, że jesteś w stanie bez tego żyć. Prześpij się na podłodze albo zarwij noc. Na tydzień zrezygnuj z używania samochodu. Przez parę dni pij tylko wodę albo jedz tylko zimne posiłki. Wychodząc do pracy, zostaw telefon w domu. Takie małe, codzienne niewygody nauczą Cię żyć „z jedną nogą podniesioną”, jak to określił święty Ignacy z Loyoli, i otworzą Cię na dobro, które czeka na Ciebie na każdym kroku.

Mam nadzieję, że jesteś w stanie żyć bez mojego bloga. Ale może nie zaszkodzi, jeśli zapiszesz się na newsletter, żeby regularnie dostawać powiadomienia o nowych wpisach.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.