wygywa zawsze druzyna, zdjęcie: Sgt. Steven L. Phillips US Army CC_0
LFX

Pracuj w zespole jak operator

Praca zespołowa to dzisiaj jedno ze słów-wytrychów. Praca w grupach to świetna metoda aktywizacyjna do zastosowania na lekcji, studenci mogą realizować w grupach swoje projekty, a w ogłoszeniach o pracę „umiejętność pracy w zespole” to jedna z podstawowych wymaganych kompetencji na większości stanowisk (co z tego, że zwykle połączona z wymaganiem „potrafi pracować samodzielnie pod presją”)? Skoro team-working to sprawa dzisiaj tak ważna, pouczmy się jej od mistrzów: operatorów, którzy w ramach sekcji muszą stworzyć jeden sprawnie działający organizm, żeby zrealizować operację. I rozłożymy to górnolotne hasło na prostą rzecz, którą możesz zrobić codziennie.


W zeszłym roku spędzałem wakacje nad morzem z duszpasterstwem rodzin prowadzonym przez Dominikanów. Podczas jednej z rozmów ktoś zapytał mnie o trzy najważniejsze zasady, które chcę przekazywać swoim blogiem. Jedną z nich było hasło, o którym chyba jeszcze nigdy tutaj nie napisałem. Najwyższy czas, żebym nadrobił zaległości. Tą zasadą, którą poznałem dzięki Michaelowi Stullowi, jest:

wygrywa zawsze drużyna.

Proste i genialne. A jednocześnie bardzo trudne do zrozumienia i wdrożenia. Mi odkrycie pełni mocy tych słów zajęło ładnych parę lat.

Bardzo proste, bo przecież nawet w języku polskim funkcjonuje powiedzenie „sukces ma wielu ojców”. I nawet, jeśli ma ono wydźwięk negatywny to nie znaczy, że nie ma w nim ziarnka prawdy. Nikt sukcesu nie odniesie sam. Uwaga, dokładnie to napisałem: nikt nie odnosi sukcesu sam. Tak samo, jak nie odnieśli go sami Einstein, Papież Franciszek, Robert Lewandowski, Donald Trump i wszyscy inni, których możemy oglądać na okładkach magazynów. Einstein stanął na barkach Plancka i de Broglie’a. Franciszek na 450 latach doświadczenia duchowości ignacjańskiej. Za Lewandowskim stoi wielu dietetyków, fizjoterapeutów, trenerów i koledzy z drużyny. No a Trump ma od wsparcia cały sztab wyborczy i gabinet złożony ze specjalistów i ekspertów różnej maści.

Możesz teraz zrobić proste ćwiczenie: pomyśl o kimś, kto w Twoich oczach odniósł sukces i poszukaj drużyny, z jaką to zrobił.

Skoro wygrać można tylko w drużynie, to przed wygraną trzeba w tej drużynie razem walczyć. A żeby razem walczyć, trzeba drużynę najpierw zbudować. Niestety, w życiu nie zawsze jest tak łatwo, jak miał Frodo. Od czasów Śródziemia ludzie się trochę popsuli (chociaż nie tak bardzo), a elfy i krasnoludy odpłynęły nie wiadomo gdzie. Zwykle więc, gdy proponujemy na forum wspólną realizację projektu, mało kto wyskoczy z „Masz mój miecz” i prawie nikt nie dopowie „I mój topór”. Dlatego, że drużyny nie zaczyna budować się wychodząc na misję. To trzeba zrobić dużo, dużo wcześniej.

Dobra wiadomość jest za to taka, że to Ty masz decydującą rolę w tym, jaką drużynę zbudujesz. I to nawet, jeśli nie jesteś formalnym liderem. Jest to możliwe dzięki drugiej zasadzie na temat budowania drużyny, którą usłyszałem od wspomnianego już pana Stulla:

w teamie jesteś spoko albo dupkiem – nie ma nic pomiędzy.

Jeśli spodziewałeś się w tym miejscu jakiejś magicznej zasady co do team buildingu i motywowania – sorry, życie. Jeśli nie dasz przykładu, to każde wpływanie na innych będzie psu na budę. Albo naprawdę robisz wszystko, żeby pomagać drużynie w walce, albo jesteś graczem zespołowym do niczego.

W siłach specjalnych sprawdzenie tego, czy ktoś jest graczem zespołowym, jest bardzo proste. Test trzeba przejść na długo przed tym, jak wybierze się razem na operację, czy nawet trening z ostrą amunicją. I nawet nie chodzi o obserwację kandydatów w czasie selekcji czy kursu bazowego. Podczas każdego szkolenia jest naprawdę wiele rzeczy, których nikomu nie chce się robić, a muszą być zrobione. Rejony, czyszczenie sprzętu po ćwiczeniach, przenoszenie rzeczy do i z magazynu, przygotowanie miejsca do ćwiczeń, buchtowanie lin… W ciągu kilku dni można zobaczyć, kto faktycznie potrafi się poświęcić, żeby cała drużyna mogła jak najlepiej wykorzystać czas, a kto chce tylko zrobić wymagane minimum i walnąć się na kojo. I tym drugim zwykle się mówi „dziękuję, do widzenia”.

Wysocki pisał, że najlepiej kandydata na przyjaciela sprawdzić w górach. I generalnie się z tym zgadzam. Jeśli przejdziesz z kimś 20-30 km (nawet bez większych wzniesień) – będzie wiedział, czego się po Tobie spodziewać. Będzie wiedział, czy po rozbiciu namiotu najpierw chcesz usiąść chwilę w jego cieniu, czy pójdziesz od razu pozbierać drewno na ognisko.

Na szczęście, takich czynności nie brakuje też w życiu codziennym. Zmywanie naczyń po obiedzie, wynoszenie bagaży po powrocie z wyjazdu, przygotowanie czegoś do picia po przyjściu do domu, wyjście z psem, posprzątanie kuwety kotu, wstanie w nocy do płaczącego dziecka, pójście po pieczywo, gdy rano chlebak jest pusty – to wszystko pokazuje, jakim jesteś graczem w drużynie, którą jest Twoja rodzina.

Podobnie w pracy i w każdym innym obszarze życia – zastanów się, czy bierzesz te zadania, których nikt inny nie chce się podejmować. Czy jesteś w stanie wziąć na siebie to, co dla innych jest trudne lub nudne. Jeśli tak – jesteś na dobrej drodze do tworzenia prawdziwego zespołu. Jeśli nie – popatrz na cytat powyżej i zastanów się, czy na pewno to Twoja wymarzona rola w zespole.

Angażując się i walcząc ze swoimi słabościami możesz budować drużynę niezależnie od tego, jakie miejsce formalnie w niej zajmujesz. Ale jeśli jesteś formalnym liderem zespołu, zwróć uwagę na jedną rzecz, która wynika z tego, co napisałem. Żeby zbudować drużynę, trzeba pozwolić się jej trochę ubrudzić. Organizując wyjazdy, na których wszyscy dobrze się bawią i odpoczywają, nie robisz ani kroku w kierunku zgrania swoich ludzi. Żeby mogli zobaczyć, że możecie na sobie nawzajem polegać, potrzebny jest kryzys. Potrzebne jest zmęczenie, stres i problemy. Dopiero wtedy zobaczycie, na co was razem stać i jak możecie się zgrać.

Drużynę w wojskach specjalnych buduje się wybierając ludzi, którym zależy na wspólnym sukcesie. Którzy wiedzą, że wspólna wygrana jest ważniejsza, niż ich duma czy zmęczenie. W sekcji bojowej nie ma miejsca dla poruczników którzy uważają, że porządkowanie sprzętu to robota tylko dla szeregowych albo dla sierżantów, którym chwila odpoczynku „po prostu się należy”. Swoją reputację i zaufanie w zespole wypracowuje się zaangażowaniem i potem. Jest to jeden z czynników który sprawia, że w każdym momencie dowolny operator może przejąć dowodzenie. Dopiero tak przygotowana drużyna może zaplanować, a potem zrealizować operację.

Teraz czas na Twój krok. Pójdziesz jutro do pracy czy szkoły z myślą o tym, że zrobisz wszystko, żeby budować drużynę przygotowaną do wspólnej walki?

Jeśli chcesz dołączyć do mojej drużyny i mnie sprawdzić, zapisz się na newsletter. Zobaczysz, jak często zawalam wypuszczanie nowych wpisów na czas. Przeczytasz o moich słabościach, z którymi się nie dzielę z innymi. A do tego dostaniesz bonusy, które przygotowałem dla najwierniejszych czytelników. Zostaw maila poniżej, a jak Cię zawiodę – po prostu się wypiszesz:

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.