po co prosić na modlitwie? zdjęcie: ben-white@unsplash.com, CC-0
odprawa

Po co prosić? (J 15, 1-8)

Na pewnym etapie swojej wiary zacząłem lubić Msze dziecięce w mojej parafii. W liturgii dla dzieci pociągała mnie prostota. Tam nie było rozdmuchiwania wszystkiego do granic możliwości – miało być prosto i krótko. W czasie takich Mszy często księża oddają też głos dzieciom w czasie modlitwy wiernych, dzięki czemu można się pomodlić o nowe zabawki, sukces drużyny piłkarskiej, żeby tatuś zarabiał więcej pieniędzy czy niezniszczenie starego kościoła w Krakowie (nie pytaj przykład realny). Takich rzeczy nie usłyszysz na „normalnej” Mszy. Czy to dobrze?

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.

Oczywiście, że dobrze. Przecież w drugiej klasie podstawówki, podczas przygotowania do Pierwszej Komunii, wszyscy przerabialiśmy drugie przykazanie i to, że modlitwa w sprawach błahych jest grzechem. Dlatego dorośli w czasie spontanicznej modlitwy wiernych raczej pomodlą się za Papieża, nawrócenie pogan, koniec wojen i, co najwyżej, o zdrowie dla sąsiadki, a dopiero w ostateczności i przy okazji też dla siebie. Jeszcze gorzej sytuacja może wyglądać w przypadku naprawdę nowoczesnej wspólnoty gdzie wiedzą, że prawdziwa modlitwa to tylko uwielbienie i dziękczynienie, a proszenie to trochę siara – bo sugerujesz, że Bóg jeszcze Ci nie dał wszystkiego, czego potrzebujesz.

Mam wrażenie, że im bardziej się formujemy, tym bardziej odchodzimy od proszenia w modlitwie. I wracamy do tego dopiero, jak dzieje się jakaś tragedia w skali globalnej lub osobistej. Taka postawa może być ślepą uliczką w rozwoju duchowym.

Bo czy można się modlić o nowy samochód? O podwyżkę w pracy albo zostanie miliarderem? O zdrowie w czasie lekkiego przeziębienia? O wygraną w wyborach albo awans na stanowisko dające władzę? O to, żeby mieć lepsze paznokcie niż ta przy biurku obok w pracy? Promocje na ulubione czekolady w dyskoncie?

Patrząc na dzisiejszą Ewangelię – tak. Przynajmniej według mnie. Jezus jasno powiedział:

Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.

i nie dołączył do tego żadnego zamkniętego katalogu spraw, żeby uściślić znaczenie „cokolwiek chcecie”. Jeśli coś chcesz – poproś o to Boga i to dostaniesz.

A tuż po zachęcie do proszenia, Jezus powiedział:

Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.

Tak więc wcale nie chodzi o to, o co prosisz. Kluczowe jest, dlaczego to robisz. I to nie znaczeniu przyczynowo-skutkowym (czyli co doprowadziło Cię do proszenia), a celowym – po co prosisz.

Jeśli prosisz o nowy samochód, żeby mieć nowy samochód – trochę lipa. Podobnie jak chcesz mieć więcej pieniędzy po to, żeby mieć więcej pieniędzy czy zdrowie po to, żeby nie tracić czas na chorowanie. Albo jak prosisz o paznokcie, żeby ta druga czuła się gorzej. W przypadku takiej modlitwy można spodziewać się, że jednak nie zostanie wysłuchana.

Ale Bóg wysłucha modlitwy zanoszonej po to, żeby Ojciec doznał chwały. Jak pisał święty Piotr, celem tego, że jesteśmy Chrześcijanami, jest (1 P 4, 11):

aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa,

a święty Ignacy Loyola streścił to w dewizie Towarzystwa Jezusowego:

na większą chwałę Bożą.

Jeśli więc prosząc w modlitwie kierujesz się właśnie tym – jest OK. Na przykład jeśli chcesz mieć te paznokcie dlatego że wiesz, że Bóg stworzył Cię piękną i chcesz to podkreślić. Nie po to, żeby mówili dobrze o Tobie, ale żebyś mogła taką rozmowę przekierować na Niego.

Tak więc myślę, że nigdy nie powinniśmy usuwać próśb ze swojej modlitwy w ramach „dojrzewania duchowego”. W końcu po coś Kościół włączył właśnie prośby w liturgię Mszy Świętej. Nie powinniśmy też nigdy się zastanawiać, czy przypadkiem nie prosimy Boga o rzecz za małą lub zbyt mało ważną. Dopóki wiesz, że prosisz „ad maiorem Dei gloriam” – proś śmiało. Bo tak właśnie wygląda prośba dojrzałego Chrześcijanina.

Po tym wpisie nie mam co prosić Cię o to, żebyś zapisał się do mojego newslettera. Ale możesz to zrobić, jeśli masz ochotę:

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.