rozpoznanie

O rewolwerowcu – rozmowa „Z braku rodzi się lepsze” z ks. Piotrem Pawlukiewiczem

Chyba każdy zna przysłowie „nie oceniaj książki po okładce”. O ile całkiem fajnie się je stosuje do ludzi, to ostatnio zdałem sobie sprawę, że bardzo często nie potrafię go zastosować w odniesieniu do książek. Biorąc książkę do ręki (albo zastanawiając się, którą wybrać), na podstawie pierwszej i ostatniej strony okładki buduję w głowie swój obraz tego, co znajdę w środku. Zdarza mi się także poczuć rozczarowanie w czasie czytania przez to, że książka – nawet, jeśli bardzo dobra – nie odpowiada mojemu wyobrażeniu o niej. Tak było w przypadku autobiografii księdza Piotra Pawlukiewicza wydanej ostatnio przez RTCK. I dzięki temu rozczarowaniu mogę powiedzieć zupełnie szczerze: kurczę, to był gość!


Jak zapewne wiele osób, o ks. Piotrze Pawlukiewiczu pierwszy raz usłyszałem przy okazji jego rekolekcji „Seks – poezja czy rzemiosło?”. Już nie pamiętam, kto mi je podrzucił na MP3 w 2005 roku, ale wtedy zrewolucjonizowało moje spojrzenie na wiarę i stało się bardzo istotną cegiełką mojego nawrócenia. To nagranie było dla mnie na tyle ważne, że ani chwili się nie wahałem, gdy trzy lata później znalazłem je przypadkiem w sklepie – kupiłem bez wahania, żeby zapłacić za to, co wcześniej piracko odsłuchałem. Przeczytałem jeszcze którąś wcześniejszą książkę ks. Piotra, jego audiobooki z konferencji organizowanych przez RTCK (jakoś nie udało mi się na żadną wybrać, niestety). No i – co dla mnie bardzo ważne – spotkałem go. Raz, dzięki Krzychowi, mogłem porozmawiać z nim ze dwie minuty w zakrystii kościoła w Nowej Hucie i podziękować mu za to, co kiedyś nagrał. W czasie wiosennego lockdownu ks. Piotr umarł, więc następnym razem spotkam i usłyszę go dopiero w Niebie. Może nawet zagramy coś razem na gitarach.

Ze względu na to, ile zawdzięczam konferencjom ks. Piotra, bardzo czekałem na jego autobiografię zapowiedzianą przez RTCK i niedługo po premierze zamówiłem książkę. I, chociaż czytałem ją powoli (ciągle w tym roku składanie literek mi nie idzie i muszę przez taki kryzys czytelniczo-twórczy przejść), chciałbym się dzisiaj podzielić z Tobą moimi wrażeniami z lektury.

A sam możesz książkę kupić w sklepie wydawcy.

Książka to autobiografia księdza Pawlukiewicza w formie specyficznego wywiadu-rzeki. Na tyle specyficznego, że nazwanego przez samego bohatera „wywiadem-strumykiem”. Zawiera zapis rozmów, które Renata Czerwicka odbyła z ks. Piotrem w czasie tygodniowego pobytu w Gródku nad Dunajcem. Swoją drogą, tą miejscowością też jestem dość mocno związany – wiele razy spędzałem tam wakacje i jako dziecko, i już z własnymi dziećmi. Zwykle paręset metrów od ośrodka, w którym powstawał materiał do książki (jeśli dobrze je zidentyfikowałem). Jeśli dobrze zrozumiałem, miała to być pierwsza część wywiadu i… no cóż, Bóg zdecydował, że ks. Pawlukiewicz nawet nie wziął udziału w redagowaniu wersji drukowanej, a następną część opowie na żywo po drugiej stronie.

Jak wspomniałem we wstępie, pierwsze zderzenie z książką mnie rozczarowało. Albo może bardziej zszokowało. Nie tak, jak w czasie kazań księdza Piotra, żebym musiał zbierać szczękę z podłogi, tylko… hmm… cały czas coś było nie na miejscu. Bo tak nie pisze się wywiadów-rzek. Bo przecież nie tak ks. Piotr brzmiał na nagraniach. Bo nigdy nie mówił, że tak wyglądało jego życie. Bo nie tak go sobie wyobrażałem.

Dopiero gdzieś po jednej trzeciego rozdziału zrozumiałem, o co tu tak naprawdę chodzi. To nie jest wywiad z gościem, który zmienił ileś-tam procent polskiej młodzieży kilkanaście lat temu, a teraz opowiada, jak mu się to udało. To nie jest historia sukcesu kaznodziei, o którym usłyszała większość Polaków. To nie wyznanie „jak zostałem księdzem, od którego inni uczyli się mówić kazania”. A właśnie coś takiego chciałem przeczytać, gdy po tę książkę sięgałem.

„Z braku rodzi się lepsze” to rozmowa dwóch przyjaciół.

I nie chodzi mi wcale o relację p. Renaty z ks. Piotrem, która na pewno była bliska, co po tekście widać.

To rozmowa księdza Piotra z czytelnikiem, który jest mu bardzo bliski. Gdybym mógł usiąść z księdzem Piotrem w knajpie i porozmawiać z nim dłużej o tym, co dla mnie znaczyło jego nauczanie, to rozmowa wyglądałaby praktycznie dokładnie tak, jak to, co zostało zapisane w książce.

Tak, ten wywiad zburzył moje wyobrażenie o księdzu Pawlukiewiczu jako o maczo i, jak o nim często pisali w RTCK, „rewolwerowcu”. Za to pozwolił mi poznać księdza Piotra. Tak, jak głosi tytuł – w tej książce najlepsze jest to, czego w niej brakuje.

Dzięki lekturze uświadomiłem sobie też coś, czego pewnie wydawca wcale nie przewidział. Gdy wczytałem się w zdania i niedopowiedzenia uświadomiłem sobie, że ksiądz Piotr w 2005 roku zrobił najlepszą rzecz, jaką może zrobić kapłan: pozwolił Jezusowi podkraść się do mnie na tyle blisko, żebym potrafił Go usłyszeć. Kaznodzieja był tam tylko przeźroczystym nośnikiem – jak zapis MP3 na pendrive’ie, którego słuchałem. A potem sobie poszedł, zostawiając mnie z Bogiem, bo nie był dłużej potrzebny. Pewnie gdybym mógł księdzu Piotrowi szerzej opowiedzieć, co usłyszałem w jego konferencjach, to on siedziałby zdziwiony i opowiadał, że przecież nic takiego nie powiedział, nie zrobił, i że coś mi się musiało pomylić.

W książce łykam głównie tekst. Ale autobiografia ks. Pawlukiewicza zawiera też wiele jego zdjęć (szczególnie ciekawe są te z czasów młodości) i teksty piosenek, które napisał. Można zamówić też wersję z aranżacjami tych utworów nagranymi przez Krzysztofa Antkowiaka. Ja się na tę opcję nie zdecydowałem, ale dostępna na Youtube „Litania” tekstowo bardzo mi się podoba.

Jeśli znasz kogoś, kto też w swoim życiu dużo zawdzięcza nauce ks. Piotra, „Z braku rodzi się lepsze” będzie świetnym prezentem od św. Mikołaja albo na Boże Narodzenie. Podobnie z resztą, jak inne rzeczy wydane przez RTCK. Szczególnie, że to prezent na lata – sam regularnie powtarzam sobie ich audiobooki i zawsze znajduję w nich coś, czego wcześniej nie zauważyłem. Te konferencje dojrzewają razem ze mną. A ponieważ dość dużo z nich odsłuchałem – jeśli masz wątpliwość, którą wybrać na prezent, napisz do mnie maila albo zostaw komentarz, a postaram się pomóc w wyborze.

I żeby było jasne: to nie jest wpis sponsorowany, a linki nie są afiliacyjne. Po prostu wiem, że to będzie prezent, który naprawdę niesie ze sobą wartość.

To chyba wszystko, co potrafię Ci napisać o moim doświadczeniu z księdzem Piotrem. Jeśli też masz jakieś wspomnienia z nim związane, chętnie je poznam – komentarze są do Twojej dyspozycji. A sam ksiądz Pawlukiewicz niech odpoczywa w pokoju – mam nadzieję, że już pije herbatę z Panem, o którym tyle dobrych rzeczy potrafił opowiedzieć.

Zapraszam Cię też do zapisania się na mój newsletter. Tak po prostu.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.