O czym my rozmawiamy?, zdjęcie: wade-austin-ellis@unsplash.com, CC_0
odprawa

O czym my w ogóle rozmawiamy? (Mk 9, 30-37)

Jesteśmy w okresie, w którym Jezus zadaje swoim uczniom – a przez to też nam – dużo trudnych pytań. Tydzień temu każdy musiał sobie odpowiedzieć na pytanie „za kogo Mnie uważasz?”. Dzisiaj mamy kolejne – pozornie łatwiejsze. Ale tylko pozornie.

Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie”. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: „O czym to rozprawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”.

Gdy zauważyłem te pytania po raz pierwszy, było to dla mnie bardzo zaskakujące. Nigdy wcześniej nie połączyłem ich ze sobą – były to dla mnie osobne ewangeliczne epizody. Po połączeniu ich w jedno wygląda na to, że Jezus prowadząc apostołów do Jerozolimy na swoją Mękę chciał sprawdzić, co załapali z Jego trzyletnich nauk. Takie kolokwium sprawdzające czy egzamin „zerówka”. Zbierał feedback, jaką naukę poniesie ze sobą pierwotny Kościół. W zeszłym tygodniu pytanie kontrolne brzmiało:

A wy za kogo Mnie uważacie?

Dzięki odpowiedzi Jezus mógł się dowiedzieć, co powiedzą o Nim apostołowie ludziom, do których zaniosą Ewangelię po Zmartwychwstaniu – tym, którzy byli przekonani, że spotkali powstałego z grobu proroka. Trzeba przyznać że uczniowie, gdyby nie święty Piotr, nie wypadliby zbyt dobrze przed Nauczycielem.

Dzisiaj Jezus zadaje kolejne pytanie, na które dwunastu odpowiada milczeniem:

O czym to rozprawialiście w drodze?

Święty Marek prowadzi dalszą narrację w kierunku sporu o pierwszeństwo i zasad Chrześcijańskiego lidera. Ale przyjmijmy na chwilę (przynajmniej aż skończysz czytać ten tekst), że to naprawdę było pytanie zupełnie ogólne. Że Jezus przejrzał serca apostołów dopiero, gdy za długo nie dawali mu odpowiedzi. On po prostu chciał wiedzieć, o czym w tym Kościele będą rozmawiać na co dzień. Nie przy okazji oficjalnych spotkań, wizytacji biskupa, pielgrzymek Papieża czy innych „liturgii kwiatów”, tylko w drodze, w chwili wolnego czasu.

Może się to wydawać drobnostką, ale tematy takich zwykłych rozmów (ja je nazywam „zagadaniem przy ekspresie do kawy”) bardzo dużo mówią o kulturze panującej w danej organizacji i pokazują, czym ta organizacja w danym momencie żyje. Apostołowie chyba wyczuli, że rozpoczynanie wyścigu szczurów i kłócenie się o władzę nie były najlepszym wyborem, skoro nie chcieli się przyznać do tematu rozmowy.

Ale – podobnie jak zeszłotygodniowe pytanie o wiarę – to pytanie dzisiaj w czasie Mszy Świętej ożyje i Jezus zada je każdemu z nas. Pozornie bardzo proste:

O czym rozmawiałeś  dzisiaj w drodze na Mszę?

Myślę, że mało kto z nas idąc na niedzielną Eucharystię dzisiaj kłóci się o miejsce w hierarchii Kościoła, ale co tak naprawdę dominuje w Twoich myślach (a przez to i słowach) w drodze na Mszę? Potrafisz się chwilę wcześniej wyłączyć i zostawić mniej ważne, codzienne sprawy „w mieszkaniu”? Umiesz porozmawiać z dziećmi w duchu miłości, a nie tylko straszyć je karami za potencjalne złe zachowanie w kościele? Jeśli spotkasz po drodze kogoś, z kim akurat masz na pieńku, żeby spełnić wymaganie (Mt 5, 24):

Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze

i móc naprawdę odmówić w czasie Mszy „Ojcze nasz”?

Już analiza tych kilku-kilkunastu minut spędzanych w każdą niedzielę pomiędzy zamknięciem drzwi w mieszkaniu a pieśnią na wejście potrafi dużo powiedzieć o tym, jak wygląda moje Chrześcijaństwo. Ale zachęcam Cię, żebyś spróbował pójść w tym jeszcze dalej. Zapytaj się – na przykład w czasie rachunku sumienia – o czym rozmawiałeś danego dnia z ludźmi. Niezależnie, czy była to rozmowa w czasie powrotu ze Mszy, przy tym ekspresie do kawy w pracy, na przystanku tramwajowym, w sklepie czy jakimkolwiek innym miejscu i czasie. Czy były to rozmowy Chrześcijanina? Oczywiście nie chodzi mi o to, że każda nasza rozmowa powinna się zaczynać od „Alleluja!” i dotyczyć wiary czy w ogóle wysokich tematów. W ogóle nie o to chodzi. Kluczowym dla mnie pytaniem w czasie takiego „rachunku sumienia” jest:

Czy w czasie tej rozmowy rozmówca mógł czuć się kochany przez Boga i przeze mnie?

Bo jeśli tak, to tematyka będzie już naprawdę drugorzędna.

Zostań ze mną – będziemy razem pracować nad naszym Chrześćijaństwem. Jeśli zostawisz swój e-mail w formularzu poniżej, dostaniesz ode mnie na e-mail powiadomienie o każdym nowym wpisie (a przy okazji parę materiałów bonusowych). To najlepszy sposób, żeby nie przegapić żadnej nowości na blogu. Słowo żołnierza – nie spamuję.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.