cały świat w twoich rękach, zdjęcie: ben-white@unsplash.com, CC-0
w kontakcie

Jak zmienić cały świat? (Ps 131)

Często pisałem na blogu o sukcesie. Nierzadko pojawiał się też temat wielkich misji i zmiany świata. I pod tym wszystkim podpisuję się obiema rękami – głęboko wierzę, że właśnie do takich rzeczy powołuje nas Bóg. Ale odkrycie powołania to dopiero początek. Przydałoby się też zacząć je realizować. I tutaj z pomocą przyszedł mi psalm 131.


Pieśń stopni. Psalm Dawida.
Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.
Izraelu, złóż w Panu nadzieję
odtąd i aż na wieki!

Pierwsze moje wrażenie było takie, że ten psalm przeczy temu, o czym napisałem we wstępie. Psalmista przecież mówi, że nie goni za tym, co wielkie i że uspokoił swoją duszę. Gdzie tu więc miejsce na realizację wielkiej misji?

Drugie wrażenie było jeszcze gorsze – przeczytałem psalm i pomyślałem, że psalmista się po prostu przechwala. Zabrzmiało mi to jak „ja to jestem spokojny, nic mnie nie rusza, bo tak mocno ufam Bogu”. Normalnie wyciszony kwiat lotosu na spokojnej tafli jeziora.

I w końcu popatrzyłem na pierwszy wers – ten, który bardzo często pomijam (nie to, że chcę… po prostu sam ucieka), bo jest tylko objaśnieniem – i spojrzałem na ten psalm z zupełnie innej perspektywy.

Psalm 131 to jeden z psalmów, który tradycyjnie jest przypisywany królowi Dawidowi. Facetowi z krwi i kości, który potrafił i zjednoczyć plemiona Izraela pod swoją władzą, i przespać się z żoną przyjaciela, a potem kazać go zabić. Gościowi, który co chwilę w swoim życiu przechodził z totalnego dna na szczyt: a to się go ojciec wstydził i wygonił go na pole, gdy prorok przychodził namaścić króla, a to Samuel namaścił właśnie jego, a to pokonał Goliata, a to Saul go znienawidził z zazdrości, a to zdobył Jerozolimę, a to syn go zmusił do ucieczki… i tak dalej. Po prostu, toczył życie jak większość mężczyzn. A udało mu się zmienić świat pomimo wszystkich trudności i wpadek.

Teraz przerwa na żenujący żart prowadzącego.

Świeżo poślubiony facet opowiada kolegom przy barze:

– Wiecie, u nas w domu to mamy jasny podział odpowiedzialności. Żona skupia się na takich codziennych, przyziemnych błahostkach. Na przykład decyduje, co zjemy na obiad, gdzie pojedziemy na wakacje, czy zaprosimy znajomych, kiedy pojedziemy do teściów…. Za to ja, ja to się zajmuję tymi naprawdę ważnymi sprawami! Mogę powiedzieć, czy powinniśmy wysłać następny kontyngent do Iraku, czy powinniśmy szybko wprowadzić w Polsce Euro, jak powinniśmy ustosunkować się do polityki Korei Północnej…

Panowie, nie mamy tak? Wielu – a jestem przekonany, że wręcz każdy – z nas nosi w sobie pragnienie zmiany świata, ale często rozumiemy to właśnie w kategoriach makropolitycznych. Mierzymy „wielkość” misji naszymi ambicjami i zaczynamy rozdmuchiwać ją tak, że staje się nierealna, a wręcz śmieszna. Zaczynamy myśleć o tym, żeby zrobić dużo i daleko. Tak się skupiamy na rozwiązaniu problemu dostępu do wody w Afryce, że przez dwa tygodnie nie mamy czasu iść do marketu po durną uszczelkę, żeby naprawić kapiący kran.

A psalm 131 mówi, że chodzi o zupełnie inne podejście.

Moje serce ma się nie wywyższać. Z góry widać więcej, ale ja mam tam nie wchodzić. Mam w pierwszej kolejności skupić się na kochaniu tych, których mam blisko. Przede wszystkim pomóc żonie, której przeszkadza kapiąca woda z kranu, a dopiero potem myśleć o pomocy tym, którym w Afryce tej wody brakuje.

Moje oczy mają nie być wyniosłe – znowu, mam się skupić na tym, co widzę teraz, a nie szukać lepszego punktu widokowego. Przede wszystkim mam działać tam, gdzie mogę dojrzeć. Gdzie widzę potrzebującego i mogę sprawdzić efekty tego, co robię. Mam popatrzeć na swoją żonę i dzieci, na przyjaciół, na tych potrzebujących, których mijam w drodze na przystanek idąc do pracy. Nie mogę się ratować milionów nieznanych osób tak, żeby przez to przez parę dni z rzędu nie mieć czasu na zabawę z dziećmi.

Mam nie gonić za tym, co przerasta moje siły. Czyli mam zająć się tym, co tu i teraz mogę zrobić, żeby ten świat zmienić. Potrzebowałbym pewnie paru ładnych lat, żeby wpaść na pomysł całkowitego rozwiązania problemu wody w Afryce. A potem kilku kolejnych, żeby zacząć ten pomysł wdrażać. Psalmista mówi, że mam zacząć od naprawy tej nieszczęsnej uszczelki, ale mam to zrobić dzisiaj. Jutro może nie kupię nowej butelki wody mineralnej, tylko doleję do poprzedniej trochę wody z niecieknącego już kranu. Pojutrze zrobię sobie wyzwanie prysznica w dwie minuty. Za trzy dni opiszę to na blogu i spróbuję namówić do tego samego jeszcze kilka osób. I tak dalej. W ten sposób może nie zrobię spektakularnej zmiany, ale będę codziennie o krok bliżej do zmiany świata.

No i w końcu: mam uspokoić swoją duszę i być jak niemowlę u matki . Zaakceptować to, że realizacja mojej wielkiej misji może się opierać na rzeczach, które wydają mi się bardzo małe. Że to wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałem. Że Bóg może mieć na to inną wizję i plan, którego sobie nawet nie potrafię wyobrazić.

Ale właśnie w Nim jest cała nadzieja na to, że uda mi się zrobić to, do czego zostałem powołany.

Z przyjęciem takiej wizji realizacji misji i wdrożeniem jej w swoje życie jest trochę tak, jak z moim odbiorem psalmu 131. Najpierw wydaje się to zupełnie bez sensu i niezwiązane z tym, co mam robić. Potem robi się głupie i śmieszne. I dopiero jeśli spróbujesz zobaczysz, że taka pokora to naprawdę ekstremalne wyzwanie. Nie każdemu wystarczy zaufania, sił i pokory, żeby pójść tą drogą.

Tak w ogóle: absolutnie nie czuję związku mojej specjalności z dostępem do wody w Afryce, ale skoro już zacząłem… podejmiesz wyzwanie zmieszczenia się z prysznicem w dwie minuty? Jeśli masz odwagę, wrzuć swój wynik w komentarzu.

To pierwszy wpis z rozważaniem fragmentu Pisma Świętego na moim blogu po dłuuugiej przerwie (nie licząc niedzielnych Ewangelii, oczywiście). Przez jakiś czas takie teksty będą pojawiały się częściej. Jeśli Ci się podoba to rozważanie, możesz zapisać się na newlsetter, a ja wyślę Ci maila, gdy opublikuję następny wpis. Zdradzę Ci też, że jest mi zawsze bardzo miło, gdy widzę nowe osoby dopisujące się do grona odbiorców.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.