ściana, na którą będę się patrzył przez miesiąc w czasie epidemii
LFX

Jak przetrwać zarazę w XXI wieku?

Jeśli to czytasz, prawdopodobnie właśnie po raz kolejny mierzysz długość swojego przedpokoju zapałkami, posprzątałeś już nawet kąt za szafą, po raz czterdziesty dzisiaj śpiewasz z dziećmi „Bawiły, bawiły się dzieci paluszkami” lub coś w tym stylu – po prostu już masz dość siedzenia w domu z powodu tego wszędobylskiego koronawirusa. W tym wpisie znajdziesz parę pomysłów, które pomogą Ci pozostać bez nadmiernego wychodzenia z domu (lub totalnie bez wychodzenia, jeżeli jesteś objęty kwarantanną), dopóki zagrożenie epidemiczne nie minie. W dużej mierze poradnik opieram na doświadczeniach wojskowych – bo żołnierze muszą umieć sobie poradzić zarówno z przebywaniem w grupie w małych pomieszczeniach, jak i izolacją w razie przechwycenia i bycia zakładnikiem. Uczymy się od najlepszych.


Czy jest aż tak ekstremalnie?

Od razu zaznaczę – to będzie długi wpis. Jeśli nie chce Ci się go czytać, zostawię streszczenie: siedź w domu, często myj ręce, spłaszczaj krzywą i ogólnie trzymaj się zdrowo i mocno. To tak z pozdrowieniami dla robotów wyszukiwarek:-). A teraz już o tym, czy epidemia wirusa to sytuacja tak samo ekstremalna, jak bycie zakładnikiem.

Epidemia COVID-19 spadła na nas dość niespodziewanie i przerwała iluzję spokoju, dobrobytu i bezpieczeństwa, w jakiej wiele osób próbowało się zamknąć. Gdy rząd ogłosił zawieszenie zajęć w szkołach i przedszkolach, ze sklepów nagle zaczęło znikać mięso, mąka, płatki śniadaniowe i papier toaletowy. Gdy piszę ten wpis, mija tydzień od ogłoszenia, że edukacja domowa obowiązuje do Wielkanocy i trzeci dzień od ograniczenia wychodzenia z domu. Musimy więc nastawić się jeszcze na dwa tygodnie spędzone głównie w swoich czterech ścianach. Fajnie by było w tym czasie nie zwariować i nie znienawidzić (często z wzajemnością) ludzi, z którymi mieszkasz, a przy okazji jak najlepiej wykorzystać czas, którego masz więcej. Dlatego właśnie chcę Ci podrzucić parę pomysłów, jak radzić sobie z siedzeniem w domu i zwiększonym stresem. Ale zanim zacznę, bardzo istotna sprawa – a zarazem pierwsza rada.

Nie zgrywaj twardziela

Możesz być silny i twardy. Możesz nie być w grupie ryzyka. Możesz nie wierzyć w wirusy, szczepionki ani kulistość Ziemi. Nieważne, jak byś argumentował wychodzenie z domu – siedzenie w domu to teraz naprawdę najlepsze rozwiązanie. Zagrożenie epidemią w tym momencie po prostu jest i prewencyjne ograniczenie kontaktu z innymi ludźmi (i tym, czego dotykali) jest najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić. No i częste mycie rąk, ale akurat w tym wpisie nie będę się na tym skupiał. Dlaczego? Dokładnie to opisałem przy deklaracji, że przestaję chodzić do kościoła. W skrócie, chodzi głównie o trzy rzeczy:

  1. Twoje bezpieczeństwo i dyspozycyjność. Jeśli jesteś młody i sprawny, prawdopodobnie COVID-19 nie wyrządzi Ci większej krzywdy. Po prostu przejdziesz ciężką grypę. Ale oznacza to około dwóch-trzech tygodni, w czasie których nie będziesz mógł działać ani pomagać innym. A przy okazji narazisz na zarażenie tych, którzy będą pomagać Tobie. I tych, których oni spotkają. I tych, których spotkają tamci…
  2. Bezpieczeństwo tych, których spotykasz. Przy czym – zgodnie z definicją WHO – „spotkanie” oznacza teraz „przebywanie z tą samą osobą w odległości mniejszej, niż 1,8 m przez więcej niż 15 minut”. Chyba, że kichniesz albo kaszlniesz – albo ktoś na Ciebie – wtedy wystarczy parę sekund w odległości większej. Nawet, jeśli Ciebie koronawirus nie ruszy, może ruszyć Twoją rodzinę i znajomych. Jeśli są wśród nich osoby z grupy ryzyka – starsze lub chorujące przewlekle – może to oznaczać dla nich śmierć. Potrafisz wziąć na siebie taką odpowiedzialność?
  3. Funkcjonowanie świata. Jak pewnie zauważyłeś (mam nadzieję, że nie musisz tego odczuć), stan pandemii dość mocno wpłynął na to, jak funkcjonujemy. Ograniczenia w sklepach, zamknięte urzędy i punkty usługowe, większe możliwości pracy zdalnej…. ale też zmiany na rynku kursów walut, spadki na giełdzie, wstrzymania produkcji i wszyscy wszędzie głoszący o stratach. Żeby wszystko wróciło do normy, musimy opanować sytuację. A na dzień dzisiejszy oznacza to zminimalizowanie szans wirusa na rozprzestrzenianie się, czyli unikanie kontaktu według definicji w punkcie 2. I nie ma w tym momencie innej metody.
  4. Pomoc chorym. Może w Twojej miejscowości nie ma nikogo chorego ani zagrożonego zarażeniem, ale siedząc w domu i tak pomagasz tym, którzy już zachorowali. Jeśli sprawdzałeś dane to pewnie wiesz, że tak naprawdę COVID-19 wcale nie jest szczególnie gorsze pod kątem przenoszenia się i śmiertelności od zwykłej grypy. W czym więc problem i dlaczego masz siedzieć? Cała tajemnica w literze „n”, którą dodaje się przed nazwą wirusa – jest on nowy. Walcząc z nim nie możemy się wesprzeć działającą szczepionką, parudziesięcioma latami badań i doświadczeniem. I nawet, jeśli spełni się czarny scenariusz i docelowo wszyscy będziemy zarażeni nowym koronawirusem (tak, jak np. praktycznie każdy przechodził grypę), siedząc w domu pomagasz rozwlec zachorowania w czasie. A to znacznie ułatwi działanie służbom medycznym. Będzie lepszy dostęp do specjalistycznego sprzętu, więcej się dowiemy o chorobie i jej zwalczaniu, będzie można opracować lepsze metody leczenia. Tak więc zostań w domu, żeby dać służbie zdrowia, nauce i przemysłowi ten potrzebny czas.

To w telegraficznym skrócie. Jeśli jeszcze nie słuchałeś, polecam Ci posłuchać odcinków Mind Of The Warrior poświęconego koronawirusowi.

Więc jeszcze raz podkreślę: powstrzymanie się od wychodzenia z domu to najlepsze co możemy zrobić, póki nie mamy w Polsce masowych zachorowań na COVID-19. I ten wpis ma pomóc Ci w psychicznym przetrwaniu siedzenia w domu przez dłuższy czas.

W tym wpisie w dużej mierze oprę się na wiedzy wojskowej, która pozwala żołnierzom na misjach przez sześć miesięcy żyć ze sobą w kontenerach o powierzchni mniej-więcej 21 metrów kwadratowych, wiedzy z kursu SERE, pomagającej przeżyć w odosobnieniu, i karcie opracowanej przez ONZ przygotowującej personel do przetrwania w sytuacji zakładniczej. O niektórych z tych elementów pisałem już w ramach rozważań wielkopostnych albo adwentowych, ale teraz odniosę je do obecnej sytuacji w Polsce.

To jedziemy z tematem dalej. Tylko jeszcze raz przypomnę radę pierwszą: nie kozacz. Po prostu zostań w domu.

Przetrwać – to Twoje jedyne zadanie

Kiedyś pojechałem z grupą żołnierzy rezerwy na poligon w listopadzie. Gdy po południu przyjechaliśmy na miejsce, od samego początku zaczęło się narzekanie: że muszą spać w namiotach, że zimno, że pada, że do stołówki i prysznica daleko, że już ciemno… Akurat tego samego wieczora miałem okazję prowadzić dla nich zajęcia z SERE. Widząc ich miny i nastawienie, zacząłem właśnie od tej zasady – na wstępie powiedziałem im:

Słuchajcie, jesteśmy tutaj w jednym celu: po to, żeby za sześć dni wieczorem wrócić do swoich domów, wykąpać się w ciepłej wodzie i położyć we własnym łóżku. Wszystko inne jest nieważne i na cały Wasz pobyt tutaj macie patrzeć właśnie z takiej perspektywy. Zrozumiano?

Dobra, pewnie zabrzmiało to dla jednych banalnie, a dla drugich ekstremalnie. Ale jest to bardzo podobne do tego, co mamy teraz w skal kraju. Jesteśmy w tym momencie w stanie kryzysu. Jestem przekonany, że dla wielu osób jest to nagłe i gwałtowne wyciągnięcie z cukrowej bańki iluzji bezpieczeństwa, w której żyli przed ostatnie lata (a może i całe życie). Więc pewnie nie jest łatwo, szczególnie gdy na bieżąco można śledzić statystyki zarażeń i sytuację w innych krajach. Więc pierwsze, co musisz sobie uświadomić, to że zagrożenie epidemią jest stanem wyjątkowym i przejściowym. Kiedyś się skończy, za parę lat pewnie pojawi się następny podobny kryzys. Chodzi o to, żeby go przetrwać i po tych paru tygodniach czy miesiącach wrócić do zupełnie normalnego życia. Takiego, gdzie wychodzisz gdzie chcesz, kiedy chcesz i spotykasz się z kim chcesz. Ale żeby do tego doszło, musisz mieć teraz tylko jeden priorytet: przetrwać. Naprawdę, nie chodzi teraz o to, żebyś się dobrze bawił, miał wygodnie, dużo zarobił czy coś podobnego. Masz się nie zarazić i nie roznosić wirusa. Wszystko podporządkuj temu celowi.

Strach to normalna reakcja – zaakceptuj sytuację

Jak wspomniałem, na co dzień większość ludzi żyje w stanie iluzorycznego bezpieczeństwa. Mało kto wychodząc z domu myśli o tym, że może już nie wrócić. W ogóle, jeśli jesteś Chrześcijaninem i jeszcze tego nie zrobiłeś, zachęcam Cię do porzucenia tej perspektywy, ale to temat na osobny wpis. Mówimy o epidemii.

No więc z dnia na dzień stanęliśmy przed sytuacją, gdzie ktoś kichający z drugiej strony tramwaju albo bezobjawowy, ale oddychający blisko Ciebie, może być dla Ciebie zagrożeniem. Gdzie możesz czuć niepewność przez to, że nie wiesz kto i kiedy dotykał przed Tobą guzika w windzie. Co więcej – Ty sam możesz nieświadomie być takim zagrożeniem dla innych. To budzi stres i strach. Niektórzy odczują to bardziej, niektórzy mniej, ale praktycznie nie ma nikogo, kto by przez te odczucia teraz nie przechodził.

A więc – uwaga – to normalne, że się boisz i jesteś zestresowany. Zaakceptuj w sobie te emocje. Walczenie z nimi nic nie da, a nie ma w nich nic złego.

Nic też nie da zaprzeczanie istnieniu zagrożenia, szukanie teorii spiskowych czy kompulsywne sprawdzanie co trzy minuty najnowszych komunikatów Ministerstwa Zdrowia. Zaakceptuj sytuację, w której mikroorganizm rozpanoszył się w naszym ekosystemie bardziej, niż sobie tego życzymy. Wirusy tak mają.

No i w drugą stronę – zaakceptuj też fakt, że nie miałeś wpływu na taki rozwój sytuacji. I nawet, jeśli siedzisz teraz w kwarantannie, bo masz pozytywny wynik testu lub miałeś kontakt z kimś chorym – to nie Twoja wina. Podobnie jeśli po prostu odczuwasz niepewność, że mogłeś się od kogoś zarazić. Jeszcze parę tygodnie temu nikt nie spodziewał się pandemii i w wielu krajach osoby zarażone i bez objawów po prostu toczyły normalne życie. O wiele lepsze, niż obwinianie się (lub w ogóle – szukanie winnych całej sytuacji) jest wzięcie odpowiedzialności za to, żeby tu i teraz, w Twoim otoczeniu zminimalizować ryzyko szerzenia się wirusa. Czyli – jak już wspomniałem – siedź w domu i często myj ręce. Naprawdę, nie ma teraz lepszego sposobu.

Pamiętaj, że dasz radę

Widziałem już youtuberów głoszących, że nasze pokolenie pierwszy raz przeżywa coś takiego. Cóż, do końca nie wiem, czy wchodzę w „nasze pokolenie”, ale… nieprawda. Dziesięć lat temu mieliśmy pandemię A/H1N1. Parę lat wcześniej – w skali epidemii – SARS. Parę lat później – MERS. Obydwie, z resztą, powodowane przez koronawirusy. Tylko, po pierwsze, wtedy media społecznościowe nie były jeszcze w Polsce tak popularne, więc dostęp do informacji był trochę cięższy. Po drugie: w Polsce nie uruchomiliśmy wtedy tak mocnych i systemowych środków prewencyjnych. I po trzecie: pewnie po prostu już o tych wydarzeniach wiele osób zapomniało, bo dużo się działo od tego czasu. Tak samo za parę lat, w skali społeczeństwa, raczej nie będziemy pamiętać o epidemii COVID-19.

Dlaczego o tym piszę? Bo jeśli martwisz się, że albo cywilizacyjnie nie damy rady, albo Ty sam nie wytrzymasz – pomyśl o tym, że już wiele razy się to udało. Ludzkość przetrwała już wiele epidemii i ciągle idziemy do przodu. Ty też przeszedłeś już przez wiele trudnych sytuacji i doszedłeś do chwili, gdy możesz czytać ten wpis. Dlaczego więc miałbyś sobie nie poradzić?

Dbaj o siebie

Pisałem o tym osobny wpis, który nawet ostatnio przypomniałem na profilach bloga. Ale to chyba najważniejsze, co na dłuższą metę trzeba robić: po prostu dbaj o siebie w tym trochę innym czasie. Być może wrócimy do „normalnego” funkcjonowania za dwa tygodnie, może za miesiąc, może za pół roku. Ale nie pozwól sobie wtedy być zarośniętym nerdem przyrośniętym do fotela.

Zadbanie o siebie jest ważne szczególnie, że, prawdopodobnie masz teraz więcej czasu. Jeśli po prostu nie wychodzisz z domu po pracy, zostaje Ci czas przeznaczany na różne załatwienia, spotkania, ale też ten tracony, na przykład na oglądaniu w sklepach rzeczy, których i tak nie planujesz kupić. Jeśli do tego pracujesz z domu – oszczędzasz na czasie dojazdu z i do pracy (dla mnie to 1,5-2 h na dobę). Nie pozwalaj sobie, żeby ten czas przeciekał Ci przez palce, bo pewnie na co dzień narzekasz, że Ci go brakuje. Wykorzystaj go mądrze. Serio, jest wiele rzeczy fajniejszych od sprawdzania co trzy minuty najnowszych wiadomości dotyczących epidemii.

Więc, na co warto wykorzystać dodatkowy czas?

Hobby

Masz teraz idealny czas, żeby rozwijać swoje hobby. Przynajmniej to, które możesz realizować w domu. A jeśli takiego nie masz, to możesz albo odświeżyć jakieś dawno porzucone (ja właśnie wracam do krótkofalarstwa i przypominam sobie gry komputerowe, w które grałem w młodości) albo… zacząć robić coś, o czym zawsze marzyłeś, ale brakowało Ci na to czasu. Chciałeś szydełkować (i mówię to bez żadnej ironii – naprawdę bardzo fajne zajęcie)? Napisać książkę? Nauczyć się programować albo rysować? Zamów, co trzeba przez internet i do dzieła!

Dzięki hobby rozwiniesz się, lepiej się poznasz i… po prostu szybciej minie Ci czas. Do tego zajmiesz swoje ręce i głowę, więc nie będziesz myślał tylko o tym, jak rozwija się pandemia i czy już spłaszczyliśmy krzywą.

Jeśli w ramach tego punktu pomyślałeś o założeniu bloga, możesz przeczytać, jakich narzędzi używam do blogowania i napisać do mnie, jeśli tylko masz jakieś pytania.

Zadbaj o kondycję

Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz! Od kiedy staram się nie wychodzić z domu, średnia liczba kroków, które robię w ciągu dnia, spadła 3-4 krotnie (najlepsze wyniki osiągam, gdy sprzątam:-) ). Bardzo możliwe, że u Ciebie wygląda to podobnie. Jeśli ograniczenia w wychodzeniu z domu trwałyby dwa tygodnie – pół biedy. To praktycznie tak, jakby być na normalnym L4, przy którym odpuszcza się treningi. Ale już wiemy, że potrwa co najmniej do połowy kwietnia. A co, jeśli sytuacja jeszcze nie będzie opanowana i posiedzimy w domach jeszcze trochę? Na przykład pół roku (słyszałem takie scenariusz, chociaż sam uważam go za mało prawdopodobny)?

Jak już wspomniałem, prawdopodobnie nie chcesz wrócić do życia po epidemii jako nieogolony i niemyty jaskiniowiec. Raczej nie chcesz też wtedy wyjść z domu z paroma dodatkowymi kilogramami, ledwo przechodząc dystans do przystanku przez to, że Twoje nogi odzwyczaiły się od chodzenia. Dlatego nie patrz na to, że siłownia, basen i nie wiadomo co jeszcze są zamknięte – ćwicz w domu. Jak? O tym dokładnie mówiłem w jednym z odcinków mojego podcastu. Tutaj tylko powiem, że jeśli masz w domu podłogę i siebie – masz wszystko, czego potrzebujesz do zorganizowania porządnego treningu. Możesz też wesprzeć się internetem. A jeśli trudno jest Ci jest ułożyć sensowny zestaw – po prostu ustaw budzik, żeby dzwonił co godzinę. Gdy tylko zadzwoni wstań, żeby zrobić jedno ćwiczenie. 20 pompek, brzuszków, przysiadów, mostków, podskoków, wykroków… Cokolwiek, ale zrób to. Jeśli chcesz, możesz też zamówić jakiś przyrząd do ćwiczeń przez internet (sam używam TRX).

Wyśpij się

Jedz i śpij. Wiem brzmi banalnie, ale tak samo łatwo jest o tym zapomnieć.

Pół biedy, jeśli zapomnisz o jedzeniu – zazwyczaj organizm się o to upomina i dość łatwo idzie nam słuchanie go w tej materii. Chociaż siedzenie w domu jest świetną okazją, żeby przyzwyczaić się do jedzenia o stałych porach. Jeśli masz z tym problem – znowu, użyj budzika. Po coś masz w telefonie możliwość ustawienia wielu alarmów powtarzanych codziennie. Obiecuję Ci że będziesz zaskoczony, jak szybko przyzwyczaisz się do jedzenia o określonej godzinie i jak potem będzie Ci tego brakowało, jeśli odejdziesz od tej rutyny.

Gorzej ze snem. Wiele osób narzeka, że ma go za mało, a jednocześnie robi wszystko, żeby odebrać sobie jeszcze parę minut. Sam jestem na to doskonałym przykładem. Może właśnie dobrym pomysłem na wykorzystanie tych dodatkowych kilku-kilkudziesięciu minut w ciągu doby będzie wyspanie się? Przestawienie budzika trochę później rano, nastawienie drugiego, żeby się nie za późno położyć…. i załatwione!

W sumie to uwaga ogólna do całego wpisu, ale dodam ją właśnie w tym miejscu. Naprawdę, nic się nie stanie, jeżeli pomiędzy 21 a 6 rano nie sprawdzisz ani razu aktualnej liczby zarażonych i zmarłych z powodu koronawirusa we Włoszech. Jeśli pominiesz aktualizacje dotyczące Polski – też nic się nie stanie. Naucz się odkładać telefon na noc. Jeśli masz z tym problem – kombinuj z ustawieniami laptopa i telefonu. Wyłącz wyświetlanie kolorów, ustaw blokowanie stron, zmień preferencje wyświetlanych wiadomości… Naprawdę, jest milion rzeczy ważniejszych w Twoim życiu niż to, że trwa pandemia! Śpij, ćwicz, rozwijaj się, baw się, graj, czytaj… cokolwiek. Pandemia minie, a efekty dobrze wykorzystanego czasu zostaną z Tobą.

Wcale nie chodzi o dbanie o siebie!

Chyba nie napisałem tego wprost, ale dbanie o siebie – szczególnie w trudniejszym czasie – jest ważne z paru powodów:

  • Lepiej wykorzystujesz dodatkowy czas, który masz.
  • Jeśli się czymś zajmiesz, masz mniej czasu na martwienie się.
  • Będzie łatwiej Ci wrócić do zwyczajnego trybu życia, gdy zagrożenie minie. Z jednej strony – nie rozleniwisz się totalnie, a z drugiej – będziesz w lepszej formie.
  • Jeśli jesteś niewyspany, głodny i w złej formie, jesteś idealnym ogniwem przenoszącym wirusa w łańcuchu epidemicznym. Wypoczynek, dobre odżywianie i aktywność fizyczna polepszają Twoją odporność.

Zorganizuj i podziel swój dzień

Nie planowałem tego punktu, ale że przed chwilą bardzo próbowałem go obejść dookoła, to powinienem go poruszyć.

Najprostszym sposobem na opanowanie czasu jest jego dobre zaplanowanie. Być może na co dzień masz z tym problemy przez nieregularny tryb życia, więc te parę tygodni przeżytych inaczej – gdy masz mniej spraw na głowie – może być świetną okazją do zmiany przyzwyczajeń.

Możesz, na przykład, wyznaczyć sobie bloki, w których zajmujesz się poszczególnymi sprawami. Najprostsze to:

  • praca – od razu masz zagospodarowane 8 godzin (plus ewentualne dojazdy),
  • sen – ile chcesz, ale nie zalecam schodzenia poniżej 6 h na dobę (a możesz więcej, jak już wspomniałem),
  • toaleta – kilka minut po wstaniu i przed snem,
  • posiłki – jak już wspomniałem, najlepiej o stałych porach,
  • trening – niech to będzie 15 minut, ale umieść ten punkt w swoim planie dnia.

Same te punkty wypełnią Ci około 17 godzin. Co z pozostałym czasem? Co chcesz! Zabawy z dziećmi (chociaż przy maluchach ciężko mieć stałą rutynę – nie ma się co oszukiwać), porządki w kątach, do których normalnie boisz się zajrzeć, pisanie książki, nauka, drzemki, przeglądanie memów, marzenie i planowanie przyszłości… Rób to, co chcesz, ale miej to zaplanowane. Nie pozwól, żeby czas przeciekał Ci przez palce. Przyjemniej się usypia ze świadomością „zrobiłem dzisiaj to i to”, zamiast „jak to, przecież przed chwilą była 9 rano”.

Utrzymuj kontakt z innymi

No dobra, jestem facetem i przyznaję szczerze, że w tym punkcie piszę o czymś, czego do końca nie rozumiem:-). Gdy w XIV wieku w Europie szalała dżuma… no dobra, chyba mi nie wyjdzie. Podczas epidemii czarnej śmierci mikrobiologia nie istniała i nie było nakazu siedzenia w domu. Ale gdyby był, ludzie byliby skazani na ograniczenie kontaktów w czasie zarazy do swojego siedemnastoosobowego gospodarstwa domowego.

Na szczęście, my przechodzimy zarazę XXI wieku (której, gdyby nie osiągnięcia techniki, może by w ogóle nie było) i możesz śmiało korzystać z udogodnień telekomunikacyjnych. Wystarczy, że wyciągniesz telefon z kieszeni, i już możesz skontaktować się, z kim tylko chcesz. Nawet, jeśli chciałbyś napisać do mnie – tutaj znajdziesz formularz kontaktowy – ale akurat nie o to tutaj chodzi. Praktycznie w każdej chwili możesz skontaktować się z przyjaciółmi lub rodziną. Możesz do nich napisać (ja ograniczam się głównie do tego sposobu – dlatego wspomniałem, że nie do końca wiem, o czym w tym punkcie piszę), zadzwonić głosowo, zrobić wideorozmowę, zaprosić parę osób na telekonferencję… Co jak co, ale pod tym względem masz praktycznie nieograniczone możliwości w każdym miejscu, w którym możesz sięgnąć po telefon lub komputer. A w domu akurat możesz, więc wymówki nie masz. Jasne, że chat czy zdzwonienie się nie zastąpi w pełni kontaktu osobistego. Ale, jeśli tylko ciężko Ci jest przez to, że nie możesz się z kimś zobaczyć albo że siedzisz sam w domu, spróbuj. Na pewno będzie Ci łatwiej, niż gdy ograniczysz się do narzekania na brak kontaktu z ludźmi.

A ponieważ każdy kryzys jest też okazją, pójdę dalej. Może od paru lat nie możesz się umówić na spotkanie z niektórymi znajomymi, bo się rozjechaliście albo po prostu cały czas ktoś nie ma czasu. Jeśli tak jest, to przymusowe siedzenie w domu jest dla Was świetną okazją! Po pierwsze, o czym już wielokrotnie napisałem, powinniście mieć teraz więcej czasu. Po pracy nikt nie idzie na trening, zajęcia z dziećmi ani nic takiego. Po drugie – ograniczenie kontaktów ujednoliciło odległości. Dokładnie tak samo trudno jest Ci teraz spotkać się ze znajomym, który wyjechał do USA, jak z sąsiadem mieszkającym obok. A skoro tak, to… no właśnie, dlaczego się wreszcie nie umówić na dowolnym wideokomunikatorze?

Bądź cierpliwy i nastaw się psychicznie na izolację

Żeby po poprzednim punkcie nie było zbyt różowo – jak już wspomniałem, komunikatory nie zastąpią w stu procentach spotkania osobistego. Mimo wszystko musisz się nastawić na ograniczony kontakt z innymi. Na to, że nie wyskoczysz większą grupą znajomych na miasto albo na domówkę. Że przez parę tygodni nie zobaczysz na żywo znajomych z pracy czy ze szkoły. Jak już pisałem parę punktów wyżej – zaakceptuj to. Ani Ty, ani nikt z Twoich znajomych (nawet ci, którzy byli na feriach w Alpach) nie jesteście temu winni i nie ma sensu z tym walczyć. Po prostu to przyjmij i nastaw się, że przez te parę tygodni będziesz spotykał głównie swoich domowników, a inne osoby zobaczysz co najwyżej na ekranie.

Skup się na przyjemnych wspomnieniach i modlitwie

Patrząc na ten punkt może pomyślałeś „A ten znowu o wierze…” – i tak, nie byłbym sobą, gdybym o tym nie napisał. Ale akurat ten podtytuł jest żywcem wzięty z karty ONZ, o której wspomniałem na początku wpisu.

Pierwsza sprawa – wspominaj przyjemne rzeczy. Na pewno trochę ich w Twoim życiu było. Nawet, jeśli ogólnie masz doła i siedzisz gapiąc się w ścianę, możesz wybrać myślenie o fajnych rzeczach (jeśli tylko zdrowie psychiczne Ci na to pozwala, oczywiście). Więc czemu tego nie zrobić? Naprawdę, lepiej się poczujesz, gdy powspominasz najbardziej szalone wypady albo romantyczne kolacje, niż gdy będziesz myślał o tym, że raz w pierwszej klasie podstawówki powiedziałeś do pani „Mamo” i wszyscy się śmiali, a niedługo wszyscy na pewno zginiemy.

Znowu pójdę trochę dalej. Bardzo możliwe, że zamiast gapić się w ścianę, patrzysz w ekran telewizora czy komputera, mniej lub bardziej kompulsywnie oglądając seriale albo grając. Jeśli tak – też wybieraj rzeczy, które pokierują Twoje myśli w stronę pozytywnych. Oczywiście, jeśli lubisz filmy ciężkie i oglądanie ich sprawia Ci przyjemność – oglądaj, ile wlezie! Nie chcę Cię też zmuszać do siedzenia przed głupawymi komediami. Ale oglądanie piątego filmu z rzędu mówiącego o apokalipsie zombie lub wirusie pustoszącym ziemię po prostu nie jest w tym momencie najlepszym wyborem. Zwłaszcza, jeśli po oglądnięciu myślisz tylko „Boże, czy to się już dzieje?”.

No właśnie, i dotarliśmy do Boga. Nie odpowiem Ci na pytanie „dlaczego Bóg na to pozwala” – i jeśli ktoś mówi, że zna odpowiedź, raczej od niego uciekaj. To nie jest czas na takie dociekania. Za to odosobnienie i siedzenie w domu można wykorzystać na przemyślenie i pogłębienie relacji z Bogiem. Znowu – masz więcej czasu, inny rozkład dnia, mniej rozpraszaczy, więc czemu by się nie pomodlić? W internecie jest też więcej transmisji Mszy Świętych, rekolekcji, wrzuconych materiałów, tanich książek do przeczytania, więc masz dostępnych naprawdę wiele pomocy do duchowego przeżycia czasu epidemii. I w końcu – dzięki ograniczeniom w przemieszczaniu się, możesz się zupełnie wybić ze swojej rutyny. Dla mnie wymusiło to szukanie zupełnie innego czasu na modlitwę niż ten, do którego jestem przyzwyczajony. Dla innych może to być wyrwanie spod ciepłej kołdry „chodzę co tydzień do kościoła, więc jest OK” i sprawdzenia, jakie naprawdę jest ich życie duchowe. Możesz przerobić ćwiczenia duchowe, o których pisałem wśród książek o wierzemoich strategicznych celów. Bóg naprawdę będzie w tym trudnym czasie walił do Ciebie drzwiami i oknami. Wykorzystaj to.

A nawet, jeśli jesteś zadeklarowanym niewierzącym w Boga, zamknięcie w czterech ścianach jest świetną okazją, żeby eksplorować przestrzenie i wykorzystać wolność w swoim wnętrzu. A jest tam naprawdę wiele miejsca, zwykle nieodkrytego.

Jest jeszcze jeden aspekt duchowy związany z epidemią. Już kilkukrotnie wspomniałem o tym, że COVID-19 wiele osób gwałtownie wyrwał z iluzji życia w bezpiecznych czasach. A gdzie kończy się bezpieczeństwo, zaczyna się prawdziwa wiara. Strasznie lubię słowa Beara Gryllsa:

Na wysokości 8 000 metrów, pod szczytem Everestu albo na środku oceanu, trudno spotkać ateistę.

I to jest właśnie szansa, przed którą duchowo teraz stoimy. Czy z niej skorzystasz – znowu, to zależy tylko do Ciebie. Ja, kończąc już ten wpis, zostawię Ci jeszcze tylko słowa włoskiego lekarza, które znalazłem tutaj:

Jeszcze dwa tygodnie temu moi koledzy i ja byliśmy ateistami; to było normalne, ponieważ jesteśmy lekarzami i powiedziano nam, że nauka wyklucza istnienie Boga. (…) Teraz musimy przyznać: my, ludzie, dotarliśmy do naszych granic, nie możemy nic zrobić, żeby każdego dnia nie umierało coraz więcej ludzi. Jesteśmy wyczerpani, mamy dwóch kolegów, którzy zmarli, a inni zostali zarażeni. Zdaliśmy sobie sprawę, że tam, gdzie człowiek nic nie może zrobić, potrzebujemy Boga i zaczęliśmy prosić Go o pomoc, kiedy mamy tylko kilka wolnych minut. Rozmawiamy ze sobą i nie możemy uwierzyć, że my, zatwardziali ateiści, codziennie szukamy pokoju, prosząc Pana, by pomógł nam się na Nim oprzeć, byśmy mogli opiekować się chorymi.

Na zakończenie

Uff… wyszedł mi chyba jeden z najdłuższych wpisów w historii bloga. Jeśli doczytałeś aż tutaj gratulacje! Mam nadzieję, że te kilka porad pomoże Ci przetrwać czas epidemii i jak najlepiej go wykorzystać. Jeśli masz jakieś pytania – możesz śmiało do mnie napisać albo zostawić komentarz pod wpisem – postaram się odpowiedzieć jak najszybciej. Zachęcam też, żebyś w komentarzu napisał o swoich doświadczeniach albo pomysłach na to, jak poradzić sobie w obecnym kryzysie.

I, już na samo zakończenie, życzę Ci zdrowia i wytrwałości. Damy radę!

Jeśli przeczytałeś ten wpis, to albo Cię zainteresował, albo poruszył jakąś ważną dla Ciebie sprawę. W obydwu tych przypadkach nie chcę, żebyś przegapił mój kolejny wpis, w którym też możesz znaleźć coś istotnego dla siebie. Dlatego zachęcam Cię do wpisania swojego adresu e-mail (a jak chcesz, to i imienia) do formularza poniżej.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.