siedmiu znajomych, zdjęcie: hudson-hintze-unsplash CC-0
LFX

Historia siedmiu znajomości

Nikt nie zostanie operatorem sam z siebie. Żeby ktoś, kto wysłał CV do jednostki mógł stanąć w kamizelce taktycznej pod drzwiami domu terrorysty, musi upłynąć parę ładnych lat, w czasie których instruktorzy przekazują mu odpowiednie know-how. Wiedzę i umiejętności, które zostały wypracowane przez nich i tych, którzy byli w jednostce przed nimi. Wiedzę, za którą niektórzy musieli oddać życie.

To samo się tyczy bycia operatorem w obszarze wiary. A instruktorami, którzy mogą nam przekazać sprawdzone know-how są właśnie święci i błogosławieni, co do których mamy pewność, że już siedzą na uczcie z Bogiem i mogą nas wspierać swoimi modlitwami. Właśnie dlatego piszę ten wpis.

Zacznę od małego apelu czy ogłoszenia. W oktawę Uroczystości Wszystkich Świętych za modlitwę na cmentarzu za zmarłych można uzyskać odpust dla tych, którzy na swoje wejście do Nieba jeszcze czekają w czyśćcu. Pomyślałem, że skoro mamy Rok Miłosierdzia i modlitwę za umarłych wśród uczynków miłosiernych, to przez te osiem dni można zrobić ostry ostrzał miłosierdziem. Jeśli każdy z nas osiem razy pójdzie na chwilę na cmentarz, nasza modlitwa skróci czekanie na raj naprawdę wielu osobom. Tak więc rozważ to, jeżeli tylko czas i lokalizacja pozwoli Ci na taką akcję. To taki wtręt na początku, żebyś na pewno zdążył go przeczytać. A teraz do rzeczy.

Chcę Ci pokazać kilku świętych i błogosławionych, z którymi połączyło mnie coś więcej. Lista z tego wpisu jest w pełni subiektywna. Nie wiem, czy w stosunku do świętych też stosuje się zasada oddziaływania pięciu osób, ale jakoś tak wyszło, że na mojej liście zebrałem sześć pozycji – w tym jedną podwójną – więc może coś być na rzeczy. Napiszę to, co o konkretnych osobach pamiętam – szczerze i od serca. Jeżeli gdzieś przekręciłem jakieś fakty – możesz śmiało mnie poprawić.

Świętych opisuję w kolejności, w jakiej ich poznałem.

św. Franciszek z Asyżu

Ze świętym Franciszkiem to tak dziwnie było. Poznałem go na początku liceum – na lekcjach języka polskiego – i coś mnie do niego ciągnęło. Nawet na ostatniej prostej rozważałem go jako patrona na Bierzmowanie, ale przegrał z następnym kandydatem. I temat odłożyłem do teczki.

Św. Franciszek, CC-0

Franciszek przypomniał o sobie parę lat później, pod koniec mojego pierwszego roku studiów. W sumie już nie pamiętam, jak to zrobił, ale mocno. Na tyle, że kościół na Franciszkańskiej w Krakowie stał się moim ulubionym miejscem modlitwy.

Pamiętam że to, co mnie porwało w tym gościu, to prostota i konkret. Taka typowo męska, prosta logika. Jak usłyszał „Odnów mój Kościół”, to nie zastanawiał co to znaczy w kontekście wszechświata, tylko zaczął remontować pobliski kościółek. Jak ojciec miał pretensje o to, co robi z rodzinnym majątkiem to (jeśli dobrze pamiętam, w obecności biskupa) oddał ojcu wszystko, co od niego dostał – także ubrania – i nagi odszedł. Robił tu i teraz to, co wynikało dla niego z Ewangelii. I pewnie dzięki temu w końcu doszedł do takiego rozumienia ubóstwa i odnowił kościół swoim zakonem.

Kolejna rzecz, która zwróciła na niego moją uwagę to pokora. Jeśli dobrze pamiętam, pierwsza wersja Reguły zakonu Franciszkanów zawierała jedynie cytaty z Ewangelii, bez żadnego komentarza. To dla mnie niesamowicie mocne świadectwo pokory: prosić Papieża, żeby pozwolił Ci żyć Ewangelią. A tym większe nie zniechęcić się, gdy ta prośba zostanie odrzucona.

No i ostatnia rzecz, za którą go uwielbiam: radość. Ten gość po prostu umiał się cieszyć życiem. Pieśń słoneczną, jedną z najbardziej optymistycznych modlitw, jakie znam, ułożył będąc starym, schorowanym i już nie w pełni sprawnym. Bardzo mi też utkwiło w pamięci jego tłumaczenie, czym jest radość doskonała:

Kiedy święty Franciszek szedł raz porą zimową z bratem Leonem z Perudżii do Świętej Panny Maryi Anielskiej, a ogromne zimno dokuczało im wielce, zawołał na brata Leona, który szedł przodem, i rzekł: „Bracie Leonie, choćby bracia mniejsi dawali wszędzie wielkie przykłady świętości i zbudowania, mimo to zapisz i zapamiętaj sobie pilnie, że nie to jest jeszcze radość doskonała”.

Kiedy święty Franciszek uszedł nieco drogi, zawołał nań po raz wtóry: „O bracie Leonie, choćby brat mniejszy wracał wzrok ślepym i chromych czynił prostymi, wypędzał czarty, wracał słuch głuchym i chód bezwładnym, mowę niemym i – co większą jest rzeczą – wskrzeszał takich, co byli martwi przez dni cztery, zapisz sobie, że nie to jest radość doskonała”.św. Franciszek

I uszedłszy nieco, krzyknął znów głośno: „O bracie Leonie, gdyby brat mniejszy znał wszystkie języki i wszystkie nauki, i wszystkie pisma tak, że umiałby prorokować i odsłaniać nie tylko rzeczy przyszłe, lecz także tajemnice sumień i dusz, zapisz, że nie to jest radość doskonała”.(…)

I uszedłszy jeszcze nieco, zawołał święty Franciszek głośno: „O bracie Leonie, choćby brat mniejszy umiał tak dobrze kazać, że nawróciłby wszystkich niewiernych na wiarę Chrystusową, zapisz, że nie to jest jeszcze radość doskonała”.

I kiedy mówiąc tak uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zadziwem zapytał: „Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co jest radość doskonała?” A święty Franciszek tak rzecze: „Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej deszczem zmoczeni, zlodowaciali od zimna, błotem ochlapani i zgnębieni głodem i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: ‘Coście za jedni?’ – a my powiemy: ‘Jesteśmy dwaj z braci waszej’ – a on powie: ‘Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się świat oszukując, i okradacie biednych z jałmużny, precz stąd’ – i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała.

(z „Kwiatków świętego Franciszka”)

św. Maksymilian Maria Kolbe

Jak wspomniałem przy opisie świętego Franciszka z Asyżu, ten pan został moim patronem w czasie Bierzmowania i lepiej go poznałem właśnie w okresie przygotowywania się do tego sakramentu.

’Lepiej”, bo o jego męczeństwie w obozie w Oświęcimiu wiedziałem już od dłuższego czasu. Za to wtedy dowiedziałem się, co robił przed wojną.

Św. Maksymilian Kolbe, CC-0

Dowiedziałem się, że był krótkofalowcem. I chociaż wtedy nie wiedziałem, co to znaczy SP3RN (sam swój znak krótkofalarski dostałem 3 lata później), to wiedziałem, że podoba mi się jego zainteresowanie nowymi (jak na jego czasy) technologiami i chęć wykorzystania ich do głoszenia Ewangelii.

Drugą rzeczą, jaka zrobiła na mnie wrażenie, to jego przedsiębiorczość. I zauważyłem to paręnaście lat przed akcją StartupNaMaxa. Poza tym, że założył prasę i radio katolickie w Polsce, to jeszcze powtórzył to samo w Japonii. I to bez internetu, lotów samolotem i komórki (a pewnie nawet zwykłego telefonu nie miał).

Całkiem niedawno dowiedziałem się z konferencji Fabiana Błaszkiewicza jeszcze jednej rzeczy (której, oczywiście, nie zweryfikowałem do napisania tego wpisu), tym razem już z czasów przebywania w bunkrze głodowym. Że jednym z powodów, dlaczego św. Maksymilian został dobity zastrzykiem z fenolu było to, że niemieccy strażnicy zaczynali wierzyć, że on nigdy nie umrze. Tak właśnie oddziałuje na ludzi dookoła prawdziwa wiara!

św. Jan Bosco

Gdy zaczynałem swoją przygodę w Maltańskiej Służbie Medycznej, chodziłem na wiele zabezpieczeń medycznych po to, żeby się „odstać” i nabyć doświadczenia. Jedną z pierwszych „dużych” akcji, na które trafiłem mniej-więcej po pięciu miesiącach od przeszkolenia, były Savionalia – festyn dla młodzieży organizowany przez księży Salezjanów. I tak dowiedziałem się, że taki zakon istnieje oraz że założył go właśnie św. Jan Bosco.

To, co przede wszystkim zawdzięczam temu świętemu, to pokazanie mi, że młodzież jest dobra. Co było dla mnie o tyle ważne, że sam wtedy byłem młodzieżą i szukałem swojej drogi. Najpierw zobaczyłem tę młodzież współczesną, dobrze bawiącą się na krakowskiej Łosiówce i nawet nie przeklinającą (no… dopóki nie było rozgrywek sportowych, żeby nie ściemniać). Potem poczytałem trochę o św. Janie i zafascynowało mnie, jak bardzo był „dzisiejszy”, chociaż urodził się ponad 200 lat temu. Potrafił zorganizować czas wolny dla swoich chłopców (chociaż byli to „chłopcy” bliżej dwudziestki) tak, że nawet po całej dniówce na budowie chcieli przyjść do oratorium, żeby się pouczyć i zabawić. W czasach, gdy o BHP nikt na poważnie nie myślał, rozmawiał z pracodawcami swoich podopiecznych o skróceniu dnia pracy i zapewnieniu im bezpieczeństwa. Świetny fundraiser, który potrafił w lokalnej społeczności zdobyć fundusze na swoją innowacyjną działalność. No i – może przede wszystkim – innowator, który zauważył, że można pokazać młodzieży, jak mogą wykorzystać czas wolny dla swojego rozwoju i prawdziwej rekreacji i zauważył, że do ludzi młodych trzeba mówić inaczej, niż do dorosłych. Także o wierze.

św. Jan Bosco, CC-0

Poza tym… on coś takiego ma w oczach, że ma się wrażenie, że on wie, o co chodzi.

bł. Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski

Dwóch krakowskich Franciszkanów, zamordowanych przez organizację Świetlisty Szlak na misji w Pariacoto w Peru. Beatyfikowani niecały rok temu. Dowiedziałem się o nich w trakcie procesu beatyfikacyjnego, gdy znajomość ze św. Franciszkiem (patrz wyżej) zaprowadziła mnie na rekolekcje najpierw do krakowskiego seminarium Franciszkanów Konwentualnych, a potem do ich nowicjatu w Kalwarii Pacławskiej (w ogóle rewelacyjne miejsce – polecam odwiedzić tamtejsze sanktuarium). Na ulotkach i tablicach im poświęconych zobaczyłem dwóch uśmiechniętych gości z brodami takimi, że gdyby wymienić im habity na kamizelki taktyczne, śmiało mogliby pozować na operatorów. Myślę, że naszą relację zbudowało właśnie to, że mogłem ich tak blisko poczuć – nie wyglądali jak ci wszyscy święci ze średniowiecznych iluminacji, tylko byli zupełnie normalnymi gośćmi, którzy do tego chodzili po dokładnie tych samych korytarzach, co ja. Tylko dwadzieścia lat wcześniej. Chyba dlatego zacząłem się do nich odzywać, a skończyło się na tym, że paręnaście lat od tamtej chwili mogę szczerze ich polecić jako bardzo skutecznych orędowników.

bł. Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek OFMConv, zdjęcie: wirtualna polska

A może kiedyś Michał i Zbyszek zostaną patronami osób walczących z terroryzmem?…

Menas

Poznany właśnie na rekolekcjach w Kalwarii Pacławskiej, gdzie pierwszy raz zobaczyłem moją ukochaną ikonę „Jezus z przyjacielem”. W odróżnieniu od poprzednich panów, od tego dzieli mnie jakieś 18 wieków i nie chodziłem po tej samej ziemi, co on. Przynajmniej w sensie geograficznym. Bo od niego nauczyłem się właśnie tego, gdzie chodzić. Że moje miejsce – niezależnie od wskazań GPSa – jest po prawej stronie Jezusa. Dokładnie tam, gdzie on stoi na ikonie. I bardzo często z tej ikony mi o tym przypominaJezus i św. Menas, CC-0

św. Dominik

To jedna z moich najświeższych znajomości i mam duży problem, jak ją opisać. Za to mogę się pochwalić, że to jedyny święty, którego wszystkie dzieła przeczytałem. Na Zakon Dominikanów i jego duchowość skierowało mnie lekkie zainteresowanie inkwizycją parę lat temu. No i to lekkie zainteresowanie pozwoliło mi poznać kolejnego wspaniałego człowieka, który nie bał się w późnym średniowieczu poszukać innej drogi spotkania z Bogiem, a jednocześnie w pełni zachować posłuszeństwo Kościołowi rezygnując z realizacji swojej wymarzonej misji. Gościa, któremu przypisuje się nadanie różańcowi współczesnego kształtu i który potrafił swoich wychowanków formować tak, że po parudziesięciu latach jeden z nich – św. Tomasz z Akwinu – wprowadził do wiary elementy metody naukowej, a po ośmiuset latach studenci w wielu miastach tłumami biją właśnie tam, gdzie są białe habity z czarnymi płaszczami.

św. Dominik Guzman, zdjęcie z serwisu http://www.sluzew.dominikanie.pl

Nie umiem o tej znajomości napisać teraz więcej, ale wiem, że jest jedną z tych ważnych.

Może dodam tylko słowo wyjaśnienia: nie, nie chodziłem do duszpasterstwa Dominikanów ani w liceum, ani na studiach. To naprawdę świeża znajomość, mająca jakieś cztery lata. Wcześniej o mojej znajomości duchowości dominikańskiej niech zaświadczy fakt, że gdy jako młody Maltańczyk poszedłem pomóc przy wigilii dla bezdomnych u Franciszkanów, trafiłem na furtę właśnie Dominikanów, bo nie rozróżniałem tych dwóch zakonów.

Tak jak wspomniałem, to bardzo subiektywna lista. Nie wiem też, czemu tu nie ma żadnej kobiety. Na pewno jeszcze wielu fascynujących świętych mam do odkrycia – na mojej liście „do zapoznania” są między innymi Augustyn, Jacek, Piotr Jerzy Frassati, Jan Chrzciciel, Teresa od Jezusa i Tereska od Dzieciątka Jezus, Jan od Krzyża, Benedykt, Charbel, a nawet Ignacy którzy czekają, aż będę miał tak zwany „międzyczas”, żeby trochę lepiej ich poznać i spędzić z nimi więcej czasu.

Ale teraz ta opisana siódemka to moi najbliżsi duchowi znajomi. Tacy z sekcji, z którymi nie boję się ani pogadać w kościele, ani poprosić o pomoc w trudnej chwili, ani wybrać się do knajpy. I tymi rewelacyjnymi relacjami chciałem podzielić się z Tobą żeby zachęcić Cię do szukania podobnych.

Bo święci to nie twarze z obrazów czy witraży, tylko żywi ludzie. Tacy, ja Ty i ja, którzy przeżywali podobne problemy, tylko teraz są już trochę dalej na drodze miłości. Jeśli jeszcze nie spotkałeś świętego, z którym znalazłbyś nić porozumienia, szukaj – masz naprawdę sporo opcji do sprawdzenia.

A jeśli też masz jakiegoś ciekawego znajomego w Niebie, napisz coś o nim w komentarzu.

Muszę przyznać, że w porównaniu z wyżej wymienionymi to ja cienias jestem. Ale jeśli chciałbyś rozpocząć i utrzymać ze mną znajomość, pomoże Ci w tym zapisanie się na newsletter.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.