stan flow w praktyce - kandydaci na SEALsów pokonują fale w strefie przyboju, U.S. Navy photo by Mass Communication Specialist 1st Class Michael Russell, CC0
LFX

Flow

Był sobie kiedyś Michał. Michał był operatorem pierwszej polskiej jednostki specjalnej – GROMu. Pewnego dnia siedział z synem w pizzerii, gdy poczuł wibrowanie przy pasku. Pager. Pamiętasz jeszcze, że coś takiego istniało? Zanim wszyscy zaczęli nosić przy sobie telefony komórkowe, niektórzy nosili te małe urządzonka – odbiorniki radiowe z wyświetlaczem LCD. Wystarczyło zadzwonić na określony numer i podyktować wiadomość – chyba do 160 znaków – aby właściciel pagera mógł odczytać jej treść na wyświetlaczu. Stosowali to ludzie, którzy musieli być zawsze łatwo dostępni – pielęgniarki, lekarze, policjanci… a także operatorzy jednostek specjalnych. No więc gdy Michał poczuł wibrowanie już wiedział, że kolejny dzień nie będzie fajnym tatą. Znowu nie pójdą razem na basen. Zaraz zadzwoni do swoich rodziców i zawiezie do nich młodego, żeby zorganizowali mu popołudnie. Nie zdąży też kupić kwiatów dla żony, żeby złagodzić wczorajszą kłótnię i pogadać o problemie. Wręcz zaogni sytuację zostawiając jej na automatycznej sekretarce prośbę, żeby jednak wyszła i zrobiła zakupy na następny dzień. Westchnął, popatrzył smutnymi oczami na syna i sięgnął ręką w kierunku wibrującego urządzenia.

Godzinę potem przejeżdżał już przez bramę jednostki i skierował się do pokoju swojej sekcji. Sytuacja zakładnicza, potencjalna akcja, pełna gotowość do odlotu za dwie godziny. Zaczął być bombardowany danymi wywiadowczymi i informacjami na temat potencjalnego celu operacji. Zaczął układać sobie w głowie, co powinien ubrać i co ze sobą zabrać. Zaczęli rozważać z kolegami różne warianty wejścia i osiągnięcia celu.

Cztery godziny później Michał usłyszał huk. Był pierwszy w kolejce, więc od razu ruszył przez to, co zostało z drzwi po wybuchu ładunku i wszedł do pomieszczenia, w którym przed chwilą wybuchł granat ogłuszający. Potrafisz sobie wyobrazić, jakie myśli muszą się w tym momencie kłębić mu się w głowie?

Odpowiedź może być dla niektórych zaskakująca: istnieje dla niego tylko ten próg i sektor pokoju, za który po wejściu jest odpowiedzialny.

Wszystkie żale na siebie, konflikty domowe i inne zmartwienia Michał musiał zostawić z chwilą wjazdu do jednostki. Od rozpoczęcia planowania do zdjęcia sprzętu po akcji, operator musi być w pełni skupiony na tym, co robi „tu” i „teraz”. Niektórzy nazywają to stanem „flow” (chyba nie przyjęło się stosowanie polskiej nazwy „stan przepływu”). Albo stanem „głębokiej pracy” – „deep work”. Jest to stan w którym jesteś maksymalnie skupiony na rzeczy, którą aktualnie robisz. I nie rozpraszasz się niczym innym – cała reszta świata może dla Ciebie nie istnieć. Jest to stan wysokiej produktywności, w której pracujesz bardzo efektywnie. Do takiej pracy chcę Cię dzisiaj zachęcić.

Teraz w Twojej głowie może pojawić się jedna z dwóch myśl kwestionująca ideę pracy głębokiej. Pierwsza to „ale po co się przemęczać?” – i masz w tym rację. W stanie flow nie chodzi o to, żeby się przemęczać. Chodzi o to, żeby pracować efektywnie, czyli odpowiednio do zadania. Żeby jak najmniejszym wysiłkiem osiągać wyniki – wiedzieć, kiedy naprawdę trzeba się wysilić i dać z siebie wszystko, a kiedy zaufać odruchom i pozwolić działać nawykom.  Z doświadczenia powiem Ci, że jeśli mam „dzień flow”, to jestem wieczorem wypoczęty, jak mało kiedy. No i się dziwię, dlaczego już jest wieczór, bo w takim stanie czas bardzo szybko mija.

Druga myśl, która mogła Cię nawiedzić, to „a co z multitaskingiem?”. I tę spróbujemy skruszyć. Cokolwiek by Ci nie próbował wytłumaczyć szef – multitasking nie jest efektywny, a zajmowanie się paroma rzeczami na raz wcale nie jest zaletą w pracy. Zaletą jest dopiero, jeżeli potrafisz szybko się przełączać pomiędzy różnymi zadaniami – czyli wpadać z jednego stanu flow do innego. Jeśli jesteś typowym „wielozadaniowcem” tym bardziej zachęcam Cię, żebyś sięgnął po ćwiczenia, o których piszę poniżej, i zobaczył o ile efektywniej rozprawia się z zadaniami jedno po drugim.

To jest dobry moment żebyś zapytał samego siebie, jak często Ci się zdarza wpadać w stan pracy głębokiej. Czy raczej Twoja praca jest pełna rozproszeń, zajmowania się różnymi nieistotnymi drobiazgami i sprawdzania co chwilę mediów społecznościowych. Mówiąc „Twoja praca” nie mam na myśli tutaj (ani w pozostałej części tekstu) tylko zajęcia, które wykonujesz, żeby zarabiać na życie. Stan flow dotyczy tak samo Twojego odpoczynku, hobby, zabawy i wszystkiego innego.

No więc: jak często działasz w stanie pracy głębokiej?

Ja sam mam z tym bardzo różnie. Czasami przychodzę do pracy o szóstej rano i nie zorientuję się nawet, kiedy się zrobiła z niej dziewiąta, bo tak dobrze mi się pracuje. A po pracy i uśpieniu dzieci jakoś tak nagle nastaje pierwsza w nocy, więc przydałoby się przerwać pisanie i iść spać. Czasami jest zupełnie inaczej i muszę się zmuszać, żeby cokolwiek zrobić – i przyznam, że w czasie pisania tego tekstu co chwilę przełączam się na komunikator Facebooka, chociaż nie do końca chcę to robić. Ale walczę:-).

Zakładam, że masz podobnie – czasami po prostu sam wpadasz we flow, a czasem wszystko, co robisz, jest dla Ciebie ciężką orką, w której to Ty jesteś przypięty do pługa jako wół. No i jest milion stanów pośrednich. Ale flow, wbrew pozorom, to też stan, który możemy zaplanować i pomóc sobie go osiągnąć – nie musimy zdawać się na przypadek i dopiero sprawdzać, jak danego dnia nam się pracuje. Dlatego chciałem Ci teraz zaproponować sześć ćwiczeń, które pomogą Ci nauczyć się osiągać stan pracy głębokiej (jeśli chcesz więcej, zostaw komentarz – postaram się napisać na ten temat osobny wpis).

1. Dowiedz się, jak pracujesz

Żeby zabrać się za dowolną zmianę w życiu dobrze jest wiedzieć, na czym stoisz. Poświęcenie kilkunastu minut dziennie na to ćwiczenie pozwoli Ci określić, czy jesteś raczej typem deep-workera, czy raczej co chwilę się rozpraszasz i łapiesz tysiące srok za ogon.

Na przeprowadzenie ćwiczenia wybierz dzień, który zapowiada się standardowo. Rano otwórz arkusz kalkulacyjny i utwórz cztery kolumny:

  • start
  • stop
  • czas
  • zadanie

Zabierając się za realizację jakiegoś zadania, wpisz aktualną godzinę w kolumnie start (w Excelu i Arkuszach Google zrobisz to za pomocą skrótu Ctrl+Shift+; ). Możesz też od razu napisać, co to za zadanie w kolumnie „zadanie” (ale tak naprawdę jest ona opcjonalna i przy pierwszym podejściu możesz ją pominąć). Gdy zrealizujesz zadanie albo je przerwiesz, wpisz aktualną godzinę w kolumnie stop i – przystępując do następnej czynności – znowu odnotuj godzinę jej rozpoczęcia. I tak przez cały dzień, a najlepiej kilka. Na koniec w kolumnie czas wpisz wynik odejmowania stop – start.

Gdy przeanalizujesz wartości w kolumnie czas (i, ewentualnie, wesprzesz się komentarzami w kolumnie zadanie) zobaczysz, czy Twoja praca jest raczej serią rozproszeń i skakania z jednego zajęcia na inne, czy faktycznie skupiasz się na jednej rzeczy i siedzisz nad nią, aż skończysz. Zobaczysz, czy do każdego zadania musiałeś zabierać się raz, czy raczej realizowałeś je na parę podejść. Być może stwierdzisz, że w określonych godzinach łatwiej Ci jest wpaść w stan flow, niż w innych. Może zobaczysz, że w jednych zadaniach szybko osiągasz flow, a w innych – nie. To wszystko pozwoli Ci zidentyfikować, ile tak naprawdę masz do zrobienia i w jakich obszarach warto pracować nad pracą głęboką.

2. Wyłącz albo odłóż daleko telefon

Brzmi to banalnie, ale najprostsze rozwiązania są często najlepsze. Gdy zacząłem pracę w sektorze bankowym byłem zdziwiony, że musiałem telefon zostawiać w szatni. Ale już po paru dniach odkryłem, że dzięki temu nie myślę o wibracjach w kieszeni i łatwiej jest mi się skupić na pracy. Tak samo teraz, gdy piszę ten tekst, telefon leży sobie na parapecie w pokoju obok i chociaż słyszę jego wibracje, to jakoś się nimi nie przejmuję. Zadziwiająco jest odkryć, jak naprawdę mało spraw wymaga naszej natychmiastowej reakcji. I tak, wiem – ta rada nie jest dla każdego. Czasem po prostu musisz być pod telefonem i już. Ale dotyczy to naprawdę mniejszości osób. A uświadomienie sobie, że większość świata naprawdę nie potrzebuje pilnego kontaktu z Tobą, jest świetną lekcją pokory.

3. Zrezygnuj z rozpraszaczy

Podobnie do odłożenia telefonu zadziała wyłączenie powiadomień o przychodzących e-mailach, wiadomościach na komunikatorach i wszystkich innych rzeczy, które będą walczyły o Twoją uwagę. Znowu – w większości przypadków świat się nie zawali, jeżeli odpiszesz komuś godzinę później. A jeśli ktoś będzie miał naprawdę pilną sprawę, to i tak po wysłaniu maila podejdzie do Ciebie albo zadzwoni, żeby Ci o tym powiedzieć.

Dobrą pomysłem jest też ustawienie sobie na komunikatorach statusu „zajęty”, „zaraz wracam” lub „nie przeszkadzać” – jest to jasny sygnał dla ludzi, że nie powinni od Ciebie oczekiwać natychmiastowej odpowiedzi. Za czasów Gadu-Gadu (ech, ale w dzisiejszym wpisie wspominam archaiczne technologie…) zawsze byłem na statusie „zaraz wracam” i jakoś nigdy mój kontakt ze znajomymi przez to nie ucierpiał.

4. Zaplanuj flow w swoim kalendarzu

Jeśli w swoim kalendarzu zaznaczysz, że od godziny A do B pracujesz nad czymś, zyskasz podwójnie. Po pierwsze – będziesz miał jasny sygnał, że w tym przedziale czasowym masz się zająć jakąś konkretną rzeczą. Po drugie – ludzie, z którymi współdzielisz kalendarz będą widzieli ten czas jako „zajęty”, więc nie będą Ci próbowali przeszkadzać.

5. Używaj odpowiednich narzędzi

Zazwyczaj do pisania tekstów używam OneNote, ale w ciągu ostatnich paru miesięcy odkryłem zalety edytora distraction-free (więcej o tym przeczytasz we wpisie o narzędziach do tworzenia bloga). Tylko szary ekran, biała czcionka, klawiatura i ja. Na raz otwarty mam tylko jeden plik – ten, nad którym aktualnie pracuję. I chociaż gdzieś-tam w tle jest ta nieszczęsna przeglądarka, staram się jednak jak najrzadziej używać kombinacji alt+tab. Dzięki przełączeniu się na inny program na etapie tworzenia wpisów, nagle przestało być dla mnie problemem wyrobić się z planowaną lna dany tydzień liczbą wpisów.

Podobnie zadziałało na mnie kupienie czytnika e-booków. Wcześniej do czytania książek używałem po prostu telefonu ale zawsze biorąc go do ręki mogłem wejść na Twittera i w czasie czytania wyskakiwały mi powiadomienia z innych aplikacji. Teraz mam urządzenie, na którym mogę czytać książki i nic więcej. Zwiększyło to mój średni dzienny czas czytania z 18 do 53 minut. Tak po prostu, bez żadnych większych celów i działań w tym kierunku.

W zależności od tego, co robisz, musisz po prostu trochę poeksperymentować i poszukać narzędzi, którymi najlepiej Ci się wykonuje Twoją pracę. Eksperymentuj i wyciągaj wnioski.

6. Zastosuj metodę pomodoro (czy pomidora, jak kto woli)

Przyznam szczerze, że tej metody nigdy nie używałem, ale mój dobry kolega jest jej wielkim zwolennikiem i przez parę miesięcy widziałem ją w praktyce, bo siedziałem z nim w pokoju. W metodzie chodzi o wydzielenie w swojej pracy trzech trybów:

  • pracy głębokiej,
  • przerwy,
  • odpoczynku.

Żeby zastosować tę metodę zdecyduj, nad jakim zadaniem będziesz teraz pracował, a następnie ustaw swój minutnik w telefonie (lub dowolny inny) na 25 minut (to wartość w oryginalnej wersji metody, ale możesz ją dopasować do siebie i tego, co robisz). Przez te 25 minut – dopóki nie usłyszysz dzwonka – masz pracować tylko i wyłącznie nad wybranym zadaniem. Niczym innym. Gdy upłynie wyznaczony czas, zrób sobie przerwę (5 minut), a następnie wróć do realizacji przerwanego zadania (lub wybierz inne z listy, jeśli tamto już skończyłeś) i pracuj nad nim przez kolejne 25 minut. Po dwóch godzinach (czyli czterech interwałach praca-przerwa), zrób sobie 15-30 minut odpoczynku. Potem możesz wrócić do interwałów.

interwały w technice pomodoro, CC-BY

Po co w ogóle się przejmować pracą głęboką? Żebyś dzięki efektywnej pracy miał więcej czasu dla siebie, a dzięki lepszym wynikom – więcej frajdy ze wszystkiego, co robisz. To trochę tak, jak z pokonywaniem strefy przyboju na BUD/S (stąd ilustracja do wpisu). Różne sprawy – zadania i rozproszenia – są falami, które idą w Twoją stronę. Możesz stać na brzegu i bać się wejść do morza widząc, ile ich jest i jakie są duże – to stan w którym nawet nie wiesz, ile masz do zrobienia i od czego zacząć. Możesz, wywalony z łódki niespodziewaną falą, właśnie zapadać się w muł i desperacko próbować wypłynąć na powierzchnię, żeby zaczerpnąć powietrza – tak zachowujesz się wtedy, gdy przeskakujesz tylko z jednego zadania na drugie, bo każde wydaje się pilne. Możesz wreszcie skoncentrować się na tej jednej najbliższej fali i gładko przepłynąć po jej grzbiecie – nawet jeśli Cię ochlapie i znowu wszyscy w załodze będą przemoczeni, to będziecie mieli satysfakcję, że Wam się udało. No i trochę zabawy z jazdy na fali. To właśnie stan flow, do wyboru którego chciałbym Cię zachęcić.

To tylko jeden z wpisów na moim blogu poświęcony efektywnemu zarządzaniu działaniem. Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter, dzięki któremu nie tylko nie przegapisz żadnego kolejnego wpisu w temacie, ale też dostaniesz zbiór dotychczas opublikowanych wpisów, po które warto sięgnąć. Będę pisał do Ciebie mniej-więcej raz albo dwa razy w tygodniu, żeby poinformować Cię o nowościach.

Przy okazji powiem, że przez najbliższe dwa tygodnie na blogu nie ukaże się żadne nowy wpis – będę totalnie zajęty innymi rzeczami. Dzięki zapisaniu się na newsletter nie przegapisz mojego powrotu do aktywnego pisania.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.

Link do czytnika InkBook jest linkiem afiliacyjnym.