dbaj o siebie, zdjęcie: USMC, CC-0
LFX

Dbaj o siebie

Myślę, że wiele osób wyobraża sobie operatora jako typowego Chucka Norrisa, dla którego złamanie ręki nie jest powodem do zrezygnowania z serii pompek i który z zapaleniem płuc nie odwoła próby zdobycia Mount Everestu. I prawdą jest, że w czasie operacji szturmani i snajperzy potrafią zrobić cuda, żeby zrealizować zadanie. Ale jest to możliwe dzięki pewnej rzeczy (nie napiszę „tajemnicy”, bo przecież właśnie o tym chcę Ci powiedzieć w tym wpisie), która dla wielu osób będzie pewnie zaprzeczeniem „komandosowania”.

Piesza pielgrzymka z Krakowa do Częstochowy w standardowej wersji trwa sześć dni. Siedem lat temu, trzeciego dnia poczułem lekkie drapanie w oku. Pomyślałem sobie – nic się nie dzieje, nie ma co iść z tym do Maltańczyków. Gorąco nie było, noce też chłodne (szczególnie, że spędzone w namiocie) i z łzawiącym okiem, ale bez większych problemów doszedłem na Jasną Górę. Wróciłem, położyłem się w swoim łóżku… i po pobudce nie widziałem na jedno oko. Wizyta u okulisty i w ambulatorium kliniki okulistycznej wykazała, że coś wbiło mi się w rogówkę. Jako pamiątka z tej pielgrzymki został mi miesiąc leczenia oka i kilkumilimetrowa blizna na rogówce.

Po fakcie w mojej głowie pojawiło się pytanie: co mi szkodziło pójść wtedy do Malty? Poza tym, że może bym usłyszał, że lepiej wrócić do Krakowa z najbliższego dworca i wybrać się na pielgrzymkę za rok (albo pójść samemu „w międzyczasie”)? Pogwałciłem wtedy jedną z podstawowych zasad sprawiającą, że operator jest operatorem. A ta zasada brzmi:

dbaj o siebie.

Na pierwszy rzut oka brzmi dziwnie, prawda? Ktoś, kto ma ryzykować życie w najbardziej ekstremalnych warunkach, żeby uratować innych ma sobie odpuszczać, bo coś go lekko zaboli?

Tak. W granicach rozsądku, ale dokładnie tak.

Bycie operatorem to długa i trudna droga, kosztująca kandydata wiele potu i wysiłku, a podatników i jednostkę – pieniędzy. Trzeba dopilnować, żeby to wszystko nie zostało zmarnowane z jakiegoś kretyńskiego powodu. Dlatego operator, jak coś go strzyka w kolanie, idzie jak najszybciej do ortopedy lub rehabilitanta, żeby mu przywrócili tę wyćwiczoną nogę do pełnej sprawności. Jak boli go głowa, to mówi o tym dowódcy i nie idzie na ostre strzelanie, żeby nie narażać kolegów z sekcji. Jak bierze go choroba, to zostaje dzień w łóżku bo wie, że w jednostce nie dość, że nie będzie działał na 100% obrotów, to jeszcze innych zarazi i pogorszy zdolność bojową sekcji.

Uważasz, że przykłady są przejaskrawione? To teraz pomyśl, że taki operator pójdzie normalnie do jednostki twierdząc, że „przecież nic mu się nie dzieje”. W ciągu dnia okaże się, że jego sekcja zostanie skierowana do akcji, bo gdzieś ktoś weźmie zakładników. „Kolejka” przed drzwiami do otworzenia nie jest najlepszym momentem do przekonania się, że kilka niewinnych kichnięć właśnie przeradza się w 40-stopniową gorączkę. Podobnie jak zeskoczenie z parapetu przy wejściu przez okno nie jest dobrą chwilą do odkrycia, że ten lekki ból w kolanie jest jednak poważniejszą kontuzją. A sprawdzenie swojego sektora po wejściu do pomieszczenia nie jest sytuacją w której chcesz wiedzieć, że lek przeciwbólowy nie dość, że opóźnił Twoje reakcje, to jeszcze właśnie przegrał z łupaniem w głowie.

Mam nadzieję że czujesz, o co chodzi. Jeśli chcesz żyć jak operator – dbaj o siebie. Dzięki temu będziesz mógł w sytuacji kryzysowej dać z siebie wszystko i zadbać o innych.

Obstawiam, że gdy to przeczytałeś, to pomyślałeś sobie „wszystko fajnie, ale…”. Tak, można znaleźć wiele „ale”. „Ale nie dostanę premii w pracy, jak pójdę na L4 przez przeziębienie”, „ale przecież to bez sensu rezygnować z biegania, jak tylko lekko mnie noga boli”, „ale przecież by mnie wyśmiali jakbym z każdym swoim urazem chodził na rehabilitację”. Środowisko wywiera ogromny nacisk – myślę, że szczególnie na mężczyzn – twierdząc, że mamy być twardzielami nie do zdarcia. Stąd się bierze to „komandosowanie”, o którym pisałem na początku.

Ale w rzeczywistości tacy „komandosowacze” najczęściej zawodzą. Bo są nadwyrężeni, przemeczeni, przepracowani, wypaleni, z zużytą siłą woli i zmarnowaną motywacją. Jeśli dążysz do bycia coraz lepszym – droga do tego  prowadzi właśnie przez dbanie o siebie. Tak, czasem będziesz musiał nauczyć się pokory i odpuścić. Czasem będą na Ciebie dziwnie patrzeć albo to komentować. Ale bycie „nie do zdarcia”  możesz sobie od razu odpuścić. Instruktorzy na selekcji dobrze wiedzą, że każdego można zedrzeć, trzeba tylko wiedzieć, jak. Więc ten cel jest nierealny. A dążąc do jego osiągnięcia – zedrzesz się na „treningu” i możesz już nie mieć siły, gdy naprawdę będziesz potrzebny.

Żeby odpowiednio o siebie dbać,musiz nauczyć się rozpoznawać, kiedy odpuścić. Poznać swój organizm i słuchać go. Ja na przykład gdy czuję, że zaczyna mnie brać przeziębienie, stosuję „metodę głowy”. Jeśli objawy obejmują tylko głowę (katar, ból głowy, ból gardła) – uznaję, że nic mi nie jest i mogę normalnie funkcjonować. Jeśli objawy zajmują więcej ciała (gorączka, ból stawów, kaszel mokry) – to znak, że powinienem się zatrzymać i dać sobie czas na powrót do zdrowia. Przy kontuzjach – sprawdzam, czy rozruszanie danej części ciała likwiduje ból. Jeśli po lekkiej rozgrzewce i rozciągnięciu boli mnie bardziej – uznaję, że czas na rehabilitację przed dalszym obciążaniem (a przynajmniej na chwilowe przerzucenie się na basen i saunę). Jeśli przez parę dni z rzędu nie reaguję na budzik (nie to, że włączam drzemkę, tylko po prostu nie wiem, że dzwonił) – uznaję, że przesadziłem z niespaniem i przez kolejnych parę dni kładę się trochę wcześniej. Obserwuj swój organizm i jego reakcje, czytaj materiały specjalistyczne, konsultuj się z profesjonalistami, a uda Ci się wypracować swój zestaw zasad i nauczysz się rozpoznawać, kiedy Twój organizm daje Ci żółtą kartkę. Możesz też podzielić się obserwacjami i doświadczeniem w komentarzach. Szczególnie, jeśli masz inne, niż ja.

Podsumowując – jeśli chcesz żyć jak operator, musisz zarówno od siebie wymagać, jak i o siebie dbać. Rezygnując z jednej z tych dróg – zaczynasz stać na jednej nodze. A nawet operator długo tak nie wystoi. Szczególnie, gdy niesie 30 kilogramów sprzętu i jest pod ostrzałem.

To tylko jeden z wpisów pokazujących, jak w swoje życie wprowadzić zasady wyjęte z Wojsk Specjalnych. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tej ścieżce życia – zarejestruj się na mój newsletter. Nie będę wysyłał Ci żadnego spamu – jedynie informacje o nowych wpisach i bonusowe materiały dla odbiorców newslettera. Wystarczy, że zostawisz swój e-mail poniżej:

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.