Bóg zapłać, zdjęcie: rawpixel@unsplash.com, CC-0
odprawa

Bóg zapłać (Mk 10, 17-30)

Bóg to od Chrześcijan wymaga. Jako wierzący, musimy rezygnować z wielu fajnych rzeczy w życiu, bo wymagają od nas tego przykazania. Jako członkowie Kościoła, musimy co niedziela wyjmować portfele na Mszy pomiędzy Liturgią Słowa a Liturgią Eucharystyczną. No przerąbane – tyle tracimy. Ale zastanawiałeś się kiedyś, co naprawdę Mu oddajesz?

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu rzekł: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”. On Mu odpowiedział: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”. Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: „Któż więc może być zbawiony?” Jezus popatrzył na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe”. Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. Jezus odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym”.

Bardzo często na ten fragment Ewangelii patrzy się z perspektywy „młodzieniec nie umiał zostawić bogactw dla Jezusa, a Piotr i apostołowie tak, dlatego Jezus obiecał im o wiele więcej w zamian”. I, oczywiście, jest to prawda. Ale dzisiaj chciałem Ci zaproponować zupełnie inne spojrzenie. Na punkt widzenia, który Ci pokażę, naprowadziły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze: Piotr miewał różne jazdy i nie raz wyskakiwał do Jezusa z głupimi pomysłami, bo chciał zabłysnąć – i to całkiem blisko tego wydarzenia (choćby kwestia uniknięcia ukrzyżowania). Jest to więc okres, kiedy trochę mu przewróciło się w głowie (po zapowiedzi prymatu piotrowego) i kolejna dziwna wypowiedź nie powinna nas dziwić. Po drugie: w takich chwilach Jezus często odpowiadał Piotrowi ironicznie – choćby przy pytaniu o płaceniu podatku świątynnego (Mt 17, 24-27) lub przebaczenie siedem razy (Mt 18, 21-22). Popatrzmy więc na dzisiejszą rozmowę Szymona z Mistrzem z tej perspektywy.

Jezus właśnie odprawił młodzieńca, który co prawda przestrzegał Prawa, ale nie potrafił powierzyć swojego zbawienia Bogu. Widząc to, Szymon-Piotr mógł chcieć, żeby wszyscy usłyszeli, jak Nauczyciel go chwali za to, że zdecydował się wędrować z Nim. Ale, żeby nie było to takie oczywiste, ubrał swoją wypowiedź w liczbę mnogą i wystąpił w imieniu wszystkich dwunastu:

Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą.

W odpowiedzi usłyszał od Jezusa:

Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.

Na pierwszy rzut ucha brzmi to optymistycznie. Ale popatrzmy na tę wypowiedź głębiej – w świetle tego, co wiemy o znajomości Jezusa z Piotrem.

Pamiętasz, jak się spotkali? Szymon poszedł nad Jordan posłuchać Jana, ale jakoś do samego proroka nie dotarł. Gdy Jezus tam przyszedł, musiał najpierw przez dwa dni wydzierać się, żeby powołać Andrzeja, a dopiero ten przyciągnął swojego brata. Gdy wracali, teściowa Szymona była na niego tak wkurzona, że ten bał się sam wejść do domu (wiemy więc, że faktycznie miał dom) i zaprosił do siebie nowopoznanych kolegów. Skoro Piotr miał teściową, to możemy wydedukować, że miał też żonę. No i z historii Kościoła wiemy, że miał też córkę. Zgodnie ze swoją deklaracją, zostawił więc dla Jezusa całkiem dużo. Ale czy zostawił coś naprawdę wartościowego? Jeśli przyjmiemy, że Mistrz przyjął wobec przyszłego papieża ironiczny ton, Jego wypowiedź można odczytać tak:

Zostawiłeś dla mnie dom? A przypadkiem wcześniej nie korzystałeś z każdej okazji, żeby stamtąd się urwać?

Zostawiłeś dla mnie brata? Andrzeju, podejdź tu na chwilę…

Zostawiłeś dla mnie matkę? Przecież Ty się bałeś wejść sam do domu, w którym była teściowa.

Zostawiłeś dla mnie ojca? Gdybym nie powiedział do Ciebie nad Jordanem „synu Jony”, pewnie byś nawet nie pamiętał, jak on ma na imię.

Zostawiłeś dla mnie dziecko? Raczej powiedz mi, dlaczego wychowałeś Petronelę tak, że nie chodzi teraz za nami.

Zostawiłeś dla mnie pole? A przypadkiem Ty nie jesteś rybakiem?

Jednym słowem, Jezus potraktował deklarację Piotra na poziomie deklaracji podatkowej polityka i zakończył:

Ty dla mnie nic nie zostawiłeś. Ty jesteś ze Mną, żeby nauczyć się kochać sto razy bardziej to wszystko, przed czym uciekasz.

Wróćmy teraz do młodzieńca z początku dzisiejszej Ewangelii. On też na początku jasno powiedział, że zostawił dla Boga zabijanie, cudzołóstwo, kradzież,  fałszywe zeznania, oszustwa i pyskowanie rodzicom. Jezus na niego popatrzył i powiedział:

OK, masz dużo posiadłości, które Cię utrzymują. Nie musiałeś nigdy walczyć z nikim o jedzenie, stać Cię na żonę, wszystko możesz sobie kupić i nie musisz kraść, inni są za biedni, żeby Cię przekupić, nie musisz oszukiwać i jeszcze pewnie dużą część majątku dostałeś od rodziców, więc im nie podskakujesz. Porzuć to, co daje Ci poczucie bezpieczeństwa – sprzedaj te posiadłości – i wtedy pokaż, że potrafisz nadal przestrzegać Prawa.

W dzisiejszej Ewangelii mamy więc dwóch gości, którzy chcą przed Bogiem zabłysnąć tym, że coś Mu oddają. Tylko to coś jest dla nich totalnie bezwartościowe.

Ale to wcale nie jest jeszcze najgorsze. Prawdziwym problemem jest to, że obaj – niezależnie od długości i bliskości ich znajomości z Jezusem – chcą z Bogiem handlować. Dać Mu coś, ale w zamian oczekują czegoś więcej.

Niestety, przez dwa tysiące lat Kościół nie potrafił wybić ludzi z takiego myślenia. Nadal wiele osób traktuje Boga na zasadzie sklepu z błogosławieństwami. „Boże, ja teraz się pomodlę, a za to fajnie by było, jakby mi pytania na egzaminie podeszły”. Albo „Jak mnie uzdrowisz, to ja pójdę nawet na pielgrzymkę”. I tak dalej. Jeśli masz w sobie takie myślenie – STOP! Modlitwa – i w ogóle relacja z Bogiem – to nie jest układ biznesowy, który być win-win. Pierwsza i podstawowa rzecz, której powinniśmy się nauczyć, to przychodzenie do Boga, bo chcemy coś dostać za darmo. Nie za poprawę, nie za przemodlone godziny, nie za wyrzeczenia – po prostu dlatego, że jesteśmy Jego dziećmi. Tak właśnie dostajemy zbawienie. To ma być układ wygrany tylko dla nas.

Jeśli to przyjmiemy, to jako dzieci Ojca będziemy stopniowo dojrzewać. I w pewnym momencie okaże się, że chcemy też coś Bogu dać. Ale absolutnie nie jest to dawanie w zamian za to, co Bóg już zrobił albo chcemy, żeby zrobił w najbliższej przyszłości. To dawanie wynikające ze świadomości, że wszystko co mam, dostałem od Taty. A dostałem tego tyle że widzę, że przecież tego wszystkiego nie potrzebuję. Dlatego chcę Mu oddać – ale nie jakieś ochłapy, bo uczę się od Niego. W takiej relacji nie ma miejsca na dawanie śmieci. Jeśli zrozumiesz, że powstrzymanie się od zabicia kogoś albo pokłonienia się złotemu cielcowi nie ma dla Ciebie żadnego znaczenia, przestaniesz myśleć, że przestrzegając przykazań tracisz coś ze względu na Boga. Jeśli zauważysz, że na tacę w czasie Mszy zawsze dajesz tyle, żeby nie było Ci żal, przestaniesz traktować to w kategoriach ofiary. Jeśli dojdziesz do wniosku, że modląc się wieczorem jesteś półprzytomny i nic z tej modlitwy nie kojarzysz, zaczniesz dawać Bogu bardziej wartościowy czas. I tak dalej. Stopniowo zaczniesz troszczyć się o to, żeby dawać Bogu to, co dla Ciebie naprawdę ma wartość.

Tak, jak napisałem – do stanu, który opisałem, trzeba dorosnąć. Piotrowi to zajęło więcej, niż 3 lata, więc nie jest to szybki proces. Ale już dzisiaj możesz zacząć rozwijać nowy nawyk, który Ci pomoże w tym dojrzewaniu. Po prostu pilnuj, żeby w każdej Twojej modlitwie powiedzieć Bogu wprost, czego od Niego chcesz. Bez owijania w bawełnę. Najlepiej na samo zakończenie modlitwy. Z czasem zauważysz, że Twoja nastawienie do dawania i brania w życiu się zmieni. A potem samoistnie zaczniesz dodawać w modlitwie to, co chcesz Bogu oddać.

A kiedyś może nawet zaczniesz w czasie Mszy odpowiadać „nie trzeba”, gdy lektor albo ksiądz z tacą powie Ci „Bóg zapłać”.

Poniżej możesz się zapisać do mojego newslettera, dzięki czemu nie umknie Ci żaden z moich wpisów. Możesz to zrobić za materiały bonusowe, które rozsyłam odbiorcom. Możesz też zupełnie po prostu, nie ze względu na to, co dodatkowego ode mnie dostaniesz.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.

Jeśli nie potrafisz w swoich myślach wyjść poza rozmowę z Bogiem na zasadzie wymiany, polecę Ci jeszcze audiobooka „Lekcje Hioba: Targ zamknięty” o. Adama Szustaka. Jeśli przy jego zakupie skorzystasz z linku poniżej, wesprzesz rozwój bloga: