Wierzący niewierny Tomasz, obraz: Carravagiio CC-0
odprawa

Wierzący Tomasz (J 20, 19-31)

W niedzielę często chodzimy z rodziną do kaplicy Augustianów na krakowskim Prokocimiu – tej, w której jest ikona Jezusa Miłosiernego. Jest tam salka dla rodziców z dziećmi. Rodzice mogą tam na żywo oglądać przekaz ze Mszy Świętej za ścianą, a młodzież może trochę bardziej być sobą i nie przeszkadzać tym ludziom w głównej sali. Na ścianie oddzielającej salkę od kaplicy wisi obraz pokazujący świętego Tomasza, który prawie po łokieć trzyma rękę w boku Jezusa. I taki obraz ich spotkania w tydzień po Zmartwychwstaniu dominował w mojej świadomości. Dopóki moja żona nie zwróciła mojej uwagi na to, że święty Jan nic takiego nie opisał.

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!” Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz w odpowiedzi rzekł do Niego: „Pan mój i Bóg mój!” Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.

Popatrzmy na to, co Tomasz zrobił mniej-więcej 1985 lat temu oraz niecały tydzień wcześniej. Jakoś tuż po Wielkanocy, w gronie uczniów zadeklarował swoją postawę co do Zmartwychwstania:

Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę.

Po tygodniu, gdy już osobiście spotkał się z Jezusem, dostał propozycję:

Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.

I teraz uwaga: następne zdania w Ewangelii według świętego Jana nie brzmią „I Tomasz podniósł palec i włożył go do rany Jezusa na ręce. Podniósł także swą rękę i włożył do boku Jezusa”. Znając dbałość świętego Jana o szczegóły (a wręcz wyjaśnienia tak szczegółowe, że często mnie denerwują… pewnie po takim opisie dodałby jeszcze „Zrobił zaś tak, bo Pan powiedział mu <<Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym.>>. Dlatego właśnie włożył palec w Jego rany i rękę w Jego bok.”) myślę, że możemy śmiało założyć, że święty Tomasz faktycznie nic takiego nie zrobił. Od razu po ofercie Jezusa powiedział:

Pan mój i Bóg mój!

I był happy-end.

Dlatego teraz uważam że ten, którego nazywamy „niewiernym Tomaszem”, powinien być dla nas wręcz wzorem wiary. Bo wiara polega właśnie na zrezygnowaniu z dowodu na skutek osobistego spotkania z Bogiem. To spotkanie wyprzedza naszą wiarę, nie na odwrót. Nie u każdego będzie ono tak spektakularne, jak w przypadku świętego Tomasza czy świętej Faustyny. Równie dobrze może to być pięć sekund ciszy, w której jesteś totalnie zagubiony. Ale po tym spotkaniu wiesz, że możesz Mu bezgranicznie zaufać. Że możesz wierzyć w Boga i nie drżeć jak demony, które też wierzą (Jk 2, 19).

Tomasz właśnie tak zrobił – spotkał Zmartwychwstałego i zrezygnował z przeprowadzania swoich doświadczeń. Wystarczyła mu świadomość, że On JEST z nim aż do skończenia świata. Do tego stopnia, że – jeśli wierzyć apokryfom – po tym spotkaniu, Tomasz potrafił ponieść śmierć męczeńską 6000 kilometrów od domu.

To, co zrobić z tym fragmentem Ewangelii i postacią Tomasza zależy od Twoich doświadczeń. Jeśli takie spotkanie z Bogiem jest jeszcze przed Tobą – proś Go o nie i czekaj cierpliwie. Jeśli masz już je za sobą (a jestem przekonany, że to dotyczy większości z nas), przypomnij sobie moment, w którym powiedziałeś „Pan mój i Bóg mój!” na swój sposób. A jeśli tego nie pamiętasz – usilnie módl się o to, żeby Bóg przypomniał Ci to spotkanie i wszystkie obietnice, jakie Ci na nim złożył. Bo bez tego możesz zmarnować cały czas, jaki jeszcze masz przed sobą.

Czytasz już mojego newslettera? Nie? To koniecznie zobacz, co tam dla Ciebie przygotowałem!

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.