trening czyni trenujacego, zdjęcie:marvin-ronsdorf@unsplash.com, CC-0
LFX

Trening czyni trenującego

Czasem zdarza mi się słuchać dowódców, opowiadających o zakończonych właśnie ćwiczeniach wojskowych albo czytać na Polsce Zbrojnej artykuły o mniejszych i większych szkoleniach naszych żołnierzy. I muszę przyznać, że zwykle czuję się przy tym zażenowany. Powodem jest jedno zdanie, które w różnych wariantach powtarza się w większości relacji: „ćwiczenie się odbyło i zostało przeprowadzone bezpiecznie”.

Mówią, że trening czyni mistrza. A więc chciałem pokazać Ci parę moich treningów:

  • W podstawówce chodziłem do szkoły muzycznej i przez trzy lata uczyłem się grać na gitarze. Potem z kolegami założyliśmy zespół rockowy.
  • W swoim roczniku w podstawówce byłem jedną z pierwszych osób, które zaczęły uczyć się programowania. Uczyłem się sam, potem wspomagałem to trochę zajęciami w szkole i na studiach, w końcu nawet sam prowadziłem zajęcia z podstaw programowania dla studentów.
  • Od podstawówki z większą lub mniejszą częstotliwością publikowałem różne teksty w internecie – od recenzji gier do e-zinów do ponad 500 wpisów na tym blogu.

Pisałem kiedyś, że żeby zostać ekspertem, trzeba przepracować w danej dziedzinie około 10 000 godzin. Patrząc więc na samą skalę czasową – powinienem być już wirtuozem gitary, umieć napisać własny system operacyjny, a słowa na ekranie produkować PKaczki. I od razu powiem, że żadna z tych sytuacji nie ma miejsca. Na gitarze brzdąkam co najwyżej szanty, nie umiem napisać najprostszego programu z interfejsem graficznym i bardzo często mam problem ze znalezieniem odpowiednich słów do wpisu. Dlaczego tak jest? Przecież trenuję te umiejętności od ponad dwudziestu lat!

No więc zaryzykuję stwierdzenie, że trening czyni jedynie trenującego. Nic więcej. Wszystko, co ponad to zależy od tego, jak trenujesz. Mistrzowski trening czyni mistrza. Dziadowski – sam sobie odpowiedz, kogo.

Uważam też, że jednym z najlepszych wyznaczników jakości trening są wspomnienia z niego. Jeśli więc najważniejsze, co dowódca potrafi powiedzieć o kierowanych przez siebie ćwiczeniach, to „odbyły się” albo „działania zostały przeprowadzone bezpiecznie” – dla mnie to znak, że stracił czas i swój, i szkolonych. Że widzi prowadzony przez siebie trening na zasadzie większości szkoleń BHP dla pracowników biurowych, gdzie punktem kulminacyjnym jest podpis na liście obecności.

Jak pokazują przytoczone przykłady z mojego życia, problem ten nie dotyczy jedynie szkoleń wstępnych i wojskowych. Przecież lifelong learning to jedna z podstawowych idei, które dzisiaj się nam sprzedaje (i, według mnie, bardzo słusznie). Ludzie chodzą na kolejne kursy i szkolenia, żeby zdobyć certyfikaty i być bardziej atrakcyjnymi na rynku pracy lub po prostu się rozwijać i robić swoje coraz lepiej. Pracodawcy – żeby przyciągnąć lepszych pracowników i rozwinąć biznes rozwijają ofertę szkoleń dla pracowników. W obydwu przypadkach nierzadko idą za tym duże pieniądze, nie wspominając już o poświęconym czasie, którego nikt nie ma za wiele. A pomimo to chyba niewielu z nas przyzna, że otaczają go sami mistrzowie. Ba, obstawiam, że dla wielu z nas głównym skojarzeniem z ostatniego odbytego treningu jest właśnie to, że ten trening się odbył. I – uwaga – dla niektórych będzie to zupełnie w porządku.

Świętej pamięci generał Sławomir Petelicki mówił, że na osiągnięcie przez operatora pełnej zdolności bojowej potrzeba około pięciu lat. Pięć lat po przejściu selekcji przyszły operator spędza na treningach i ćwiczeniach, które mają wyrobić w nim sprawność, wytrzymałość psychiczną, umiejętności techniczne i taktyczne, pamięć mięśniową i tak dalej. W tym czasie zdobywa cały warsztat, który będzie mu potem potrzebny do niesienia pomocy w każdym zakątku kuli ziemskiej.

Z drugiej strony – jeszcze dziewięć lat temu prawie wszyscy 19-latkowie szli do zasadniczej służby wojskowej, gdzie przez sześć tygodni uczyli się wojskowego elementarza, potem przez trzy miesiące uczyli się na młodszego specjalistę i przez pół roku szlifowali zdobyte umiejętności w praktyce, żeby potem wreszcie wyjść do cywila.

Chyba nikt nie zaprzeczy, że w dzisiejszym wojsku potrzebni są doskonale wyszkoleni operatorzy sił specjalnych. Ale dla pełni gotowości obronnej Polski, potrzebni są też i rezerwiści, którzy jako najlepszy moment ze służby wojskowej uważają ten, w którym ją zakończyli. Podobnie w życiu – dla każdego jest miejsce. I tak, jak kiedyś w wojsku można było wybrać: idę na pobór albo zgłaszam się na ochotnika na selekcję, tak samo w życiu Ty wybierasz, kim uczyni Cię Twój trening.

Zachęcam Cię więc do trenowania jak mistrz, bo mistrzowski trening czyni mistrza. Prawdopodobnie nie jesteś w stanie takiego treningu przeprowadzić sam i będziesz potrzebował czyjejś pomocy. Taki trening będzie Cię więcej kosztował – pewnie i czasowo, i pieniężnie. Ale dzięki niemu będziesz mógł powiedzieć coś o sobie: umiem, jestem, zrobiłem. A nie tylko o treningu: był.

Samo czytanie bloga nie zmieni Twojego życia. Dlatego mam nadzieję, że coś z tego wpisu zabierzesz ze sobą i wdrożysz w swoją codzienność. A jeśli uważasz, że w przyszłości mogę napisać coś, co też Ci się przyda, zachęcam do dołączenia do grona obiorców newslettera.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.

kupując książkę „Siła i Honor” przez partnerski link z wpisu wspierasz rozwój bloga, za co będę bardzo wdzięczny