nie spiesz się, wrzuć na slow, zdjęcie: CC-BY-NC, operator-paramedyk.pl
LFX

Spocznij!

Przed przeczytaniem tego wpisu zrób sobie ciepłą kawę albo herbatę. Proszę, to miejsce dla Ciebie, usiądź. Mam nadzieję, że jest Ci wygodnie. Poczuj zapach napoju i rozkoszuj się jego ciepłem na Twoich dłoniach. Odpręż się. Mamy czas. Nie spiesz się w czasie czytania tych słów.

Pod jednym z udostępnień poradnika „Skąd wziąć czas?” otrzymałem komentarz, że wyglądam na biegającego w kołowrotku i nie mającego na nic czasu. I tak, z wieloma sprawami biegam.

Tylko to bieganie jest po coś.

Kto był w wojsku, pewnie spotkał się ze stwierdzeniem:

wojsko spieszy się po to, żeby czekać.

Trzeba się spieszyć na stołówkę, żeby móc odczekać swoje przed zamkniętymi drzwiami albo w kolejce po tacę.

Trzeba się spieszyć na strzelnicę, żeby czekać na swoją kolej na pasie ognia.

Trzeba się spieszyć na apel, żeby czekać na przyjazd dowódcy.

A jak akurat się ma ćwiczenia w tym samym miejscu, co specjalsi, to już w ogóle przerąbane – wszędzie trzeba dodatkowo czekać, aż wszystkie ich sprawy zostaną załatwione w pierwszej kolejności.

Ale zasada „spiesz się, żeby poczekać” doskonale sprawdza się też w moim życiu poza jednostką. Tylko lekko zmodyfikowana: „spiesz się, żeby mieć czas”. To taki mój sposób na zwolnienie tempa życia.

Chodzi o to, że mam obszary życia, w których się spieszę. Ale mam też inne, w których czasem się delektuję. Pośpiech w tych pierwszych jest po to, żeby spędzać w nich jak najmniej czasu i móc przejść do działań w tych obszarach, w których chcę tego czasu spędzać jak najwięcej.

Pewnie masz tak, jak ja, że każdego dnia o Twoją uwagę walczą tysiące spraw. Są wśród nich ulotki wrzucane do skrzynki, spam na e-mailu, obowiązki domowe i zawodowe, odpoczynek, relacje… Niektóre z tych rzeczy odrzucasz praktycznie z marszu, innym musisz poświęcić określoną liczbę czasu (przynajmniej na podjęcie decyzji, że nie warto się za nie zabierać), a na niektóre po prostu chcesz mieć czas. Czas, którego codziennie dostajesz tyle samo: 24 godziny. Nie możesz wydłużyć ani jednej z tych 86 400 sekund i te, których nie wykorzystasz przepadną już bezpowrotnie. I pewnie bardzo często tego czasu będzie Ci brakowało. Dlatego myślę, że warto się spiąć z tym, co musisz zrobić, żeby potem mieć czas na to, co robić chcesz.

Dla jasności dodam: to Ty wiesz, co musisz, a co chcesz zrobić. Tylko Ty decydujesz, gdzie w swoim życiu chcesz przyspieszyć, a gdzie zwolnić. I jeśli lubisz np. sprzątać w domu – tak, rozsądne będzie skrócenie czasu na sen („wysypianie się szybciej”), żeby delektować się czasem sprzątania domu. Jeśli lubisz spać, a za sprzątaniem nie przepadasz – będzie OK, jeśli zrobisz na odwrót. Decyzja należy do Ciebie i Ty za nią odpowiadasz.

Z dwoma zastrzeżeniami, żeby nie było za łatwo i żeby od razu ubiec pytania.

Pierwsze zastrzeżenie to relacje. Dla mnie ogólnie spotkania z innymi są ważne i – o ile nie jest to rozmowa przez telefon z kimś, kto chce mnie zaprosić na spotkanie, na którym dowiem się czegoś o  mega-super-produkcie  medycznym i dostanę garnek – staram się od jakiegoś czasu spotkania odbywać „powoli”. Ale nawet jeśli Ty spotykać się z innymi nie lubisz, to nie powinieneś sam podejmować decyzji o tempie spędzania czasu ze swoimi najbliższymi. Tę kwestię przedyskutuj z nimi i ustalcie wspólne rozwiązania.

Drugie zastrzeżenie to praca zawodowa. Szczególnie w przypadku stanowisk, gdzie kluczem do oceny jest przesiedzenie ośmiu godzin, a nie realizacja wskaźników. Generalnie uważam, że nawet, jeśli praca jest dla Ciebie czystą przyjemnością i się nią rozkoszujesz, to nie jest to przestrzeń na powolne tempo życia. Zbytni pośpiech zwykle nie jest wskazany, ale też nie można za bardzo zwolnić. Pewnie przy każdym zajęciu jest jakieś optymalne tempo, które warto odkryć i się go trzymać.

https://www.youtube.com/watch?v=0oMbwWqceNw

Znaj swoje kluczowe wartości i w odniesieniu do nich podejmuj decyzje, na jakie sprawy chcesz mieć w życiu więcej czasu. W pozostałych – przyspiesz, żeby to „więcej czasu” zdobyć. To nazywam moim podejściem do slow-life’u. Chociaż nie wiem, czy jest to prawdziwy slow-life i czy filozofia slow jest w ogóle dla mnie. Ale zasada „spiesz się, żeby mieć czas” po prostu się u mnie sprawdza. Dlatego teraz szybko opublikuję ten wpis, żeby mieć więcej czasu na napisanie kolejnego.

A skoro już tu jesteś i mamy czas – porozmawiajmy. Jeśli chcesz cokolwiek mi powiedzieć, niekoniecznie związanego z tym konkretnym wpisem, zapytać o coś, zasugerować temat, który mógłbym poruszyć albo po prostu zacząć o czymś gadać – napisz o tym w komentarzu. Odpowiem, a może i inni czytelnicy będą chcieli coś wnieść do rozmowy.

Od mniejszego zabiegania dzieli Cię tylko parę uderzeń w klawiaturę i kliknięcie myszką. Zapisz się na newsletter, a już nigdy nie będziesz musiał się zastanawiać, czy jest coś nowego do przeczytania na moim blogu.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.