Kafarnaum o poranku - po co nam święci?, zdjęcie: caleb-stokes@unsplash.com, CC-0
odprawa

Dlaczego potrzebujemy świętych? (Mk 1, 29-39)

Chciałem Cię dzisiaj zabrać do Kafarnaum. Staniemy na  ulicy naprzeciwko drzwi do domu Szymona żeby popatrzeć, jak wyglądało życie mieszkańców tego miasta przez te paręnaście godzin, kiedy gościli Jezusa. A potem Ci pokażę, że dokładnie takie samo Kafarnaum nosisz w sobie. I dlatego potrzebujesz świętych.

Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka. I usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto zebrało się u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały. Nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”. Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Jest późne popołudnie. Słońce chyli się już ku zachodowi. Widzimy wszystkich mieszkańców miasteczka tłoczących się pod drzwiami jednego domu, w którym rybak Szymon przyjął jakiegoś nowego Nauczyciela. Wszystkich, czyli jakieś 1000-1500 osób. Sama liczba nie robi na mnie większego wrażenia – mniej-więcej tylu uczniów liczyło moje liceum i tylu mieszkańców Krakowa mogę teraz objąć wzrokiem, jeśli popatrzę przez okno. Trzeba jednak przyznać, że jeśli ci wszyscy ludzie próbują zmieścić się jak najbliżej wąskich drzwi do jednego domu, tworzy się niezły tłok.

Jest już ciemno. Ten Jezus robi znaki, jakich tutejsi ludzie jeszcze nie widzieli. Kolejne złe duchy są wyrzucane, a uzdrowieni wracają do swoich domów. Ale w końcu tłum zaczynają przeczuwać, że poza tym żadnej wielkiej sensacji nie zobaczą. Pojedyncze osoby zaczynają wracać do domów. W końcu, po uzdrowieniu pewnego trędowatego, Jezus zauważa że ci, którzy jeszcze zostali przed domem Szymona, już drzemią na ziemi. Prosi więc swoich uczniów, żeby przykryli tych najbardziej wytrwałych kocami. Potem sami zgasili lampy i poszli spać. Też zamknijmy oczy.

Teraz jest już ranek. Słońce jeszcze dobrze nie wstało, ale w Kafarnaum panuje ogromne zamieszanie. Wraz z pianiem koguta, miasto obiegła wieść: „Nie ma Jezusa”. Ludzie biegają od drzwi do drzwi, szukając Nauczyciela. Na rogach dyskutuje się o tym, kto już gdzie sprawdził i gdzie na pewno Go nie ma. Pojawiają się pierwsze plotki o tym,  gdzie mógł pójść. Jedni mówią że Jezus, jako Mesjasz, już rozpoczął marsz na Jerozolimę. Drudzy – że to oszust, który już ucieka w stronę Samarii i trzeba tylko czekać aż się okaże, co z miasta zniknęło. Trzeci – że był podstawiony przez Rzymian żeby dowiedzieć się, co w mieście naprawdę się dzieje, a za parę dni Piłat przyśle tu żołnierzy. A oprócz tego wszystkie możliwe wersje pośrednie. I każdy stara się, żeby ta jego była najlepiej słyszalna.

W tym całym chaosie nikt nie zwraca uwagi na Piotra z trzema kolegami, którzy wychodzą poza miasto. Poszli na miejsce pustynne, gdzie spotkali Jezusa i powiedzieli Mu:

Wszyscy Cię szukają.

Takie Kafarnaum nosi w sobie każdy z nas. Bo każdy został przez Jezusa uzdrowiony z chorób i słabości, które do Niego przyniósł. I każdy z nas czasem gubi z Nim kontakt, a potem próbuje Go odnaleźć, nosząc w sobie cały poranek Kafarnaum. Sprzeczne myśli i odczucia prowadzące w różne strony. Pokusy walczące z natchnieniami. Pytania o to, kim ten Bóg w końcu jest. No i skupienie na szukaniu w sobie. A wszystko razem daje chaotyczne kręcenie się w sobie.

Dwa tysiące lat temu mieszkańcy Kafarnaum w tym całym rozgardiaszu nie zauważyli czterech gości, którzy dobrze wiedzieli, gdzie jest Jezus i po prostu do Niego poszli. Nikt nie wpadł na to żeby zapytać w domu, w którym Jezus nocował. Wśród ludzi biegających w każdą możliwą stronę Szymon, Andrzej, Jakub i Jan po prostu obrali azymut i poszli w wybranym kierunku, żeby spotkać Jezusa.

Gdy dzisiaj mówimy o tej czwórce, zwykle przed ich imionami dodajemy przymiotnik „święty”. Podobnie jak przed parunastoma tysiącami imion innych ludzi, którzy w swoim życiu potrafili obrać kurs prosto na spotkanie z Bogiem. Warto o tym pamiętać i, gdy masz w sobie poranek Kafarnaum, po prostu podążać ich drogą.

Mam nadzieję, że kiedyś dołącze do grona tak potrzebnych Kościołowi świętych. Póki co jestem zwykłym gościem na drodze do świętości. A jeśli chcesz ją śledzić, zapraszam na mój newsletter.

Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na przetwarzanie Twoich danych osobowych zgodnie z polityką prywatności w celu otrzymywania powiadomień o nowych wpisach i wydarzeniach związanych z blogiem. Nie będę Cię spamował. Będziesz mógł w każdej chwili zrezygnować z subskrypcji.

2 komentarze